J.J. Watt: Prawdziwy Strażnik Teksasu
J.J. Watt jest bijącym sercem Texans, emocjonalnym liderem ekipy. Oddał temu klubowi całe swoje sportowe życie i zdrowie. Do tego jest żywą legendą NFL i każdy liczy się z jego zdaniem. Zapraszamy na tekst o jednym z największych ostatnich lat w świecie futbolu amerykańskiego.
Był kiedyś taki serial “Strażnik Teksasu” z Chuckiem Norrisem w roli głównej, ktoś pamięta jeszcze? Leciał zawsze w piątkowy wieczór na Polsacie i przyciągał miliony Polaków przed telewizory. Niedawno natknąłem się na niego i muszę szczerze przyznać, że… nie przetrwał on próby czasu. To, co podobało się dziecku, dla dorosłego trąci tanim aktorstwem i kinem klasy B. Dodatkowo czar minął gdy Chuck Norris przyznał się w jednym z wywiadów, że jego “kowbojskie” dżinsy były uszyte w kroczu ze stretchu tak, by mógł robić w nich szpagaty i kopać z półobrotu. Czar z dzieciństwa prysnął…
Oglądając ponownie po latach serial pomyślałem jednak, że owszem, Chuck Norris to stretchowy oszust, ale prawdziwy “Texas Ranger” rzeczywiście istnieje i jest to nikt inny jak Justin James (w skrócie J.J.) Watt, ukochany syn Teksasu. Dlaczego to akurat J.J. Watt może śmiało uchodzić za symbol tego stanu i jego obrońcę?
Dlaczego od wielu lat istnieje też pewna narracja mówiąca o tym, że Watt jest większy niż organizacja Houston Texans, w której gra od początku kariery? Czy jesteśmy świadkami zmarnowania kariery jednego z najlepszych obrońców w historii NFL?
***
Potwór w defensywie
Na początek garść faktów, które z pewnością znacie. J.J. to trzykrotny NFL Defensive Player of the Year (2012, 2014, 2015), członek zespołu 2010s All Decade Team, do tego pięciokrotny członek All-Pro oraz Pro Bowl. Dodatkowo Watt należy do elitarnego klubu „100 sacks”, czyli zawodników, którzy zdobyli minimum 100 sacków w karierze. Oficjalna liczba takich graczy (od roku, kiedy liczono oficjalnie sacki w meczu) to ledwie 35 w historii, a obok J.J.-a jedynym innym grającym jeszcze członkiem tego klubu jest Von Miller.
Karierę Watta trzeba niestety podzielić na dwa etapy – przed kontuzjami i po kontuzjach. Lata 2012-2015 to okres czterech sezonów, kiedy Watt dominował w obronie nawet bardziej, niż czyni to dzisiaj Aaron Donald (ale każdy ma swoje zdanie, dlatego zostawiam pole do dyskusji). J.J. w tamtym okresie trzykrotnie zdobył wspomnianą nagrodę DPOY, a także dwukrotnie wygrywał klasyfikację sacków (2012 i 2015). W ciągu czterech sezonów zaliczył wtedy wręcz kosmiczną liczbę 69 sacków. Żaden z quarterbacków nie mógł wtedy spać spokojnie.
Następne sezony to kontuzje i jeszcze raz kontuzje. W ciągu dwóch lat (2016 i 2017) Watt rozegrał ledwie w sumie… osiem meczów. Statystyki poszły w dół i wielu powątpiewało czy J.J. jest w stanie wrócić do wysokiej formy i – przede wszystkim – do zdrowia.
Watt odpowiedział najlepiej jak umiał – rozegrał 16 meczów, zaliczył 16 sacków, siedem forced fumbles i ponownie został wybrany do All-Pro i Pro Bowl. Kiedy wydawało się, ze stary dobry J.J. wrócił do gry, ponownie dały sobie znać o sobie urazy. W zeszłym roku Watt rozegrał ledwie osiem meczów i ponownie udało mu się wrócić do zdrowia (15 meczów w tym sezonie), ale gołym okiem widać, że to nie jest już ten sam J.J. Oczywiście nadal potrafi być dominujący, ale nie jest już na etapie bycia najlepszym obrońcą ligi.
Dlaczego tak się stało? Czynników jest kilka, nie tylko wiek (J.J. ma już 31 lat) i bogata historia kontuzji, ale także ogólna… degrengolada klubu z Houston… Ale do tego jeszcze wrócimy.
Doskonale znamy J.J.-a zawodnika, ale jakim jest człowiekiem? I jak to wszystko się zaczęło?
***
Pizza Guy
J.J. urodził się w pobliżu Pewaukee, położonym w mroźnym Wisconsin. Od dziecka grał w hokeja i był na tyle dobry, że jako dziecko jeździł na turnieje w Kanadzie czy aż do Niemiec. Z powodów finansowych oraz tego, że hokej zabierał mu zbyt dużo czasu i mnożyły się nieobecności w szkole, Watt musiał zrezygnował z gry. W piątej klasie zaczął za to grać w futbol i był to strzał w dziesiątkę. Do końca liceum (chodził do szkoły średniej w Pewaukee) otrzymał liczne nagrody i wyróżnienia, a na boisku grał jako Defensive End oraz… Tight End. Brylował także na bieżni oraz w pchnięciu kulą. Przypomnijmy, że były to czasy, kiedy J.J. nie wyglądał jeszcze jak Hulk, a przy wzroście prawie dwóch metrów ważył niecałe 100 kilo.
Jak to bywa w tego typu historiach, wielkich graczy kształtuje często z początku przypadek oraz… odrzucenie i zawiedzione nadzieje, a także niepełnione ambicje. Po liceum o Watta nie zabijały się uczelnie, był ledwie dwugwiazdkowym rekrutem (według Rivals.com oraz Scout.com). Przyjął stypendium uniwerku Central Michigan, gdzie obiecano mu, że… będzie zdobywał touchdowny. Były to jednak czcze obietnice, a Watt jako TE uzyskał ledwie 77 jardów w 14 meczach. Wtedy zrobił coś, na co nie zdecydowałby się praktycznie nikt, czyli… zrezygnował ze stypendium i zmienił uczelnię.
Dołączył do uniwersytetu publicznego Wisconsin-Madison, gdzie dołączył do zespołu treningowego jako Defensive End. Pierwszy sezon spędził jako „red shirt”, uczył się zagrywek, nabierał masy i poprawiał technikę. Po roku dołączył do pierwszej drużyny, a po dwóch latach był już w NFL. My wróćmy jednak do czasów, kiedy J.J. odrzucił stypendium i zaryzykował. Sam mówił o tym już po latach następująco:
„To była długa podróż (…) Ale zabawa była przednia”.
To, że początkowo Watt grał jako TE bardzo mu się przydało, ponieważ miał lepsze czucie piłki grając w obronie. Zresztą, już w NFL, cztery razy wykorzystano go jako TE w „goal line situation” i Watt z czterech podań aż trzy zamienił na touchdowny (wszystkie trzy w sezonie 2014). Podobnie było w college’u – J.J. zawsze wyróżniał się świetnym czuciem piłki, w końcu przez lata łapał podania. Co ciekawe, jeśli podejrzycie rozgrzewkę Watta przed meczami NFL, zawsze jest w niej miejsce na łapanie piłek w rękawiczkach typowych dla wide reveiverów.
Wracając do uniwerku – Watt po zmianie uczelni najpierw został wolnym słuchaczem i… ochotnikiem do gry w drużynie Wisconsin-Madison. Następnym krokiem był zespół treningowy („red shirts”)m dopiero po roku został oficjalnie ważnym zawodnikiem pierwszej drużyny. Ten rok był zresztą wyjątkowy. Jak wiecie edukacja w USA jest bardzo droga i po utracie stypendium J.J. musiał poprosić rodziców o płacenie czesnego za dwa pełne semestry. By związać koniec z końcem zatrudnił się jako dostawca pizzy. Sam Watt wspomina to następująco:
„Widząc, ile wiary we mnie włożyli rodzice, ile kosztowało mnie odrzucenie stypendium, zmiana uczelni, jakie było to ryzyko… Nie chciałem wyjść na durnia i ich zawieźć (…) A ja bardzo nie lubię wychodzić na durnia”.
Reszta to już historia. Ryzyko opłaciło się, a Watt finalnie dostał się do NFL. Od zawsze bardzo wspierali go (a także jego braci) rodzice, którzy wykonali kawał dobrej roboty – w końcu nie jest łatwo wychować trójkę synów na graczy NFL. Ciekawe jest także pochodzenie rodziców braci Watt. Według strony ethnicelebs.com ojciec J.J.-a, John, ma korzenie słowiańskie, szkockie oraz niemieckie, natomiast mama Connie ma korzenie… polskie.
Dziadek J.J.-a ze strony matki nazywał się Donald Ralph Walczak i był pochodzenia polskiego, a jego rodzice nazywali się Józef Walczak i Anna Kaczorowski. Józef Walczak był z kolei synem Franciszka Walczaka oraz Anny Nikodem. Jeśli chodzi natomiast o babcię J.J.-a ze strony matki to nazywała się ona Christine S. Musial i ona także ma polskie korzenie – jej rodzice nazywali się Larry Musial i Sophie Musial. Z kolei nazwisko panieńskie Sophie Musial to Kolaciński.
Tak, w Wattach płynie dużo silnej, polskiej krwi, dlatego warto im kibicować. Pomijając jednak polskie korzenie, to po prostu fajna i zgrana rodzina, co widać w reklamach pewnej sieci kanapek:
***
„Kapitan Ameryka” & kino
J.J. znany jest nie tylko ze swojej gry, ale przede wszystkim ze swojego wielkiego serca. I nie mówimy w żadnym wypadku (miejmy nadzieję) o przeroście serca u tego olbrzyma (prawie dwa metry, ponad 130 kilo wagi), a o jego pracy na rzecz innych ludzi. Powiedzieć, że Watt to człowiek instytucja, to tak naprawdę nic nie powiedzieć.
Watt prowadzi założoną przez siebie „Justin J. Watt Foundation”, która zajmuje się wspomaganiem lokalnych dzieci. Fundację prowadzi matka Watta, Connie. Co ciekawe, rodzina jest dla Watta tym, co kocha najbardziej. Jest bardzo zżyty swoimi braćmi, którzy obaj grają też w NFL. Jak doskonale wiecie, T.J, jest gwiazdą Steelers, gdzie gra także trzeci z braci, Derek.
Watt bardzo angażuje się w życie mieszkańców Huston. Gdy Huragan Harvey spustoszył Teksas, J.J. założył fundusz, który w ciągu dwóch lat uzbierał 37 milionów dolarów, pomagając odbudować prawie 1200 domów oraz rozdać 239 milionów posiłków dla ofiar huraganu oraz powodzi, jaką on spowodował. Sam Watt osobiście zaangażował się w pomoc mieszkańcom, pakując paczki czy odwiedzając potrzebujących.
Za swoje działania został on laureatem 2017 Walter Payton NFL Man of the Year Award, przyznawanej za wybitne zasługi na polu charytatywnym. Ludzie kochają Watta za to jaki jest i co robi – nigdy nie udawał kogoś, kim nie jest, zawsze pomagał ludziom. Pomagał rodzinom ofiar strzelaniny w Sana Fe w Teksasie, przeznaczył spore kwoty na walkę z Covidem, odwiedza chorych w szpitalach. Media – z racji aparycji Watta oraz jego wielkiego serca – ochrzciły go mianem „Kapitana Ameryki”, niektórzy nazywali go też „Strażnikiem Teksasu”.
Watt nie robi tego jednak na pokaz, po prostu taki jest i tak został wychowany. Mimo, iż z boiska podniósł ponad 100 milionów dolarów, nigdy nie pajacował. Jego ojciec przez 30 lat był strażakiem, a szkolenie w tym zakresie odebrał też sam J.J., co uwieczniły kamery. Popatrzcie zresztą sami:
Jeśli chodzi natomiast o samego „Kapitana Amerykę” to wielu ludzi z Hollywood jest zgodnych, że po zakończeniu kariery futbolowej J.J. powinien grać… w filmach akcji. Jeden z ludzi z branży filmowej powiedział nawet kiedyś: „On sprawdziłby się w rolach, jakie kiedyś pisane były dla samego Arnolda Schwarzeneggera”. Zresztą J.J. ma już za sobą gościnne występy w kilku filmach plus jeden kultowy w talk show u Jimmy’ego Fallona:
A jak prezentuje się Watt przed kamerami? Widzieliśmy już wcześniej reklamówki rodzinne, spójrzmy zatem na występy solowe:
Dodatkowo Watt kumpluje się z Jimem Parsonsem, aktorem znanym z roli Sheldona w „Teorii Wielkiego Podrywu”, który także pochodzi z Houston.
Żeby nie było jednak tak, że wszyscy kochają Watta, a on sam jest jak święty, to zdarzają się i tacy, którzy go nie lubią. Podczas kręcenia corocznego programu NFL Top 100 (czołowa setka graczy danego sezonu) o Watta spytano gracza Titans, Taylora Lewana. Tackle popatrzył się tylko groźnie w kamerę i odparł: „Next question”. Według niego Watt nie zawsze gra czysto i nie zapomniał mu jak kiedyś przez uderzenie J.J.-a kontuzji doznał kolega Lewana z drużyny, Zach Mettenberger. Cóż, na boisku nie ma miejsca na miłość.
***
Jedz jak mistrz, ćwicz jak mistrz
Etyka pracy J.J. Watta jest legendarna i wielu już dawno stwierdziło, że bliżej mu do Hulka, aniżeli do zwykłego śmiertelnika. J.J. swoją niesamowitą formę fizyczną zawdzięcza oczywiście w dużej mierze genom, ale myli się ten, kto powie, że Watt urósł taki sam z siebie. Gracz Texans od młodości zasuwał na siłowni, a do legendy przeszedł jego jadłospis, na który składa się dziennie… od 5000 do 9000 kalorii. Nie, to nie żart.
Na samo śniadanie Watt zjada ok. 900 kalorii, a składa się na to bardzo często omlet z sześciu jajek plus grillowane mięso, warzywa, razowy makaron… A dalej jest podobnie – piersi z kurczaka, brokuły, ziemniaki, makaron, warzywa, jeszcze więcej kurczaka i tak w kółko… Można zwariować, prawda?
J.J. potrzebuje jednak dużo kalorii, w końcu jest liniowym, a tak gigantyczna góra mięśni musi być porządnie odżywiona. Sam jednak przyznaje, że… nie liczy kalorii:
“Nie jestem restrykcyjny, jeśli chodzi o kalorie, bardziej obserwuję swoje ciało. Przez wiele lat nauczyłem się wiele o odżywianiu i znam dobrze swoje ciało, więc opieram się bardziej na intuicji, aniżeli na tabelach kalorycznych (…) Przestałem też operować liczbami kalorii, bo wszyscy zwracali na to za dużo uwagi i robili z tego za dużo szumu…”.
A oto przykładowy jadłospis Watta:
Śniadanie – omlet z jagodami i truskawkami, sześć jajek, banan i jabłko
Drugie śniadanie = cztery jajka, razowy chleb z masłem orzechowym, banany, miód, chleb z marmoladą
Lunch – trzy piersi z kurczaka z makaronem i dressingiem, brokuły
Drugi lunch – następne piersi z kurczaka z tłuczonymi ziemniakami, marchewki gotowane na parze
Obiad – Jagnięcina z makaronem razowym, grillowane szparagi
Kolacja – Filet z kurczaka z makaronem, brokuły gotowane na parze
Uff…. Dalibyście radę?
Jeśli chodzi natomiast o treningi Watta to rytuał jest stały i – to nie żart – niezmienny: pobudka 3.45 i jazda na siłownię. Jeden z ludzi otwierających bramy stadionu dla graczy i pracowników klubu wspominał kiedyś, że podjechał pod budynki klubowe, gdy było jeszcze ciemno i przestraszył się widząc przeskakującą przez płot osobę. Myślał, że to złodzieje i miał już uruchomić alarm gdy spostrzegł, że to… J.J. Watt. Gdy spytał go co tu robi, ten odrzekł, jak gdyby nigdy nic:
„Przyjechałem wcześniej, ale nikogo nie było, a że nie mam kluczy to chciałem się dostać jakoś na boisko”.
***
Houston, mamy kłopoty
Przy okazji tekstu o Wattcie nie można nie wspomnieć o tym, że tak naprawdę kariera J.J.-a może być niestety zapamiętana jako wielka, ale… niespełniona. Texans zostali założeni w 1999 roku, a swój pierwszy sezon rozegrali w roku 2002. Drużyna nigdy nie wyszła poza drugą rundę playoffs (Divisional Round) i nic nie wskazuje, by mogło się to zmienić.
Obecnie mówiąc Texans myślisz Bill O’Brien, którego fatalne kadrowo ruchy (to nadaje się na osobny artykuł) doprowadziły do tego, że zespół Texans został praktycznie zrujnowany, dodatkowo pozbawiony picków w Drafcie. Nieoficjalnie O’Brien został zwolniony po tym, jak… pokłócił się z Wattem i trenerem D-Line w Houston, Anthonym Weaverem. Sam J.J. nie chciał komentować całej sprawy, jedynie po zwolnieniu O’Briena wrzucił do sieci zdjęcie boiska ze słońcem padającym na murawę.
Tak, Watt jest bijącym sercem Texans, emocjonalnym liderem tej ekipy i nie ma w tym nic dziwnego. Oddał temu klubowi całe swoje sportowe życie plus zdrowie, do tego jest żywą legendą NFL i każdy liczy się z jego zdaniem. Pisanie tego tekstu zbiegło się z kolejną porażką Texans, po której nie wytrzymał J.J. Nagranie jego pomeczowej przemowy już stało się hitem internetu:
After the Texans’ latest loss today, J.J. Watt was asked how he and his team would be able to bounce back next week. His answer is required watching for many. pic.twitter.com/3uRRnvBC53
— Adam Schefter (@AdamSchefter) December 27, 2020
To w gruncie rzeczy bardzo smutny epilog tego tekstu. J.J. Watt, nawet gdyby skończył jutro karierę zostanie zapamiętany jako jeden z wielkich dominatorów NFL, ale bez pierścienia. I raczej pewne jest to, że nie zdobędzie go w barwach Texans. Klub czeka raptowna przebudowa i minie długi czas, zanim znów się będzie liczył. A Watt ma już 31 lat i jak na warunki NFL nie zostało mu już dużo grania, zwłaszcza patrząc na jego kartotekę medyczną.
Szkoda, że taki zawodnik nie zagra – zapewne – nigdy w Super Bowl i nie pozna smaku podniesienia w górę Trofeum Vince’a Lombardiego. Czy Watt zmarnował karierę grając dla Texans? Możemy tylko gdybać, tak ja media gdybają na temat tego, czy kariery nie zmarnuje grając dla Texans jeden z najzdolniejszych QB młodego pokolenia, Dehsaun Watson.
***
Być jak Arnie?
J.J. Watt jako zawodnik mistrzem już raczej nie zostanie, mówi się jednak o tym, że kiedyś będzie świetnym trenerem, a może i prezydentem klubu. Przytoczmy cytat z jednego ze skautów NFL, który w taki oto sposób pisał o Wattcie przed Draftem 2011 roku:
„Widzę zawodnika, który ma to coś i od dawna to ma. Otoczył się dobrymi ludźmi i ma poukładane w głowie. Mógłby być gwiazdą na boisku, a później gubernatorem, jak już skończy karierę”.
Mówi Wam to coś? Ludzie z Hollywood widzą go w filmach akcji, skauci jako przyszłego gubernatora – czy J.J.-owi pisana jest kariera na miarę Arnolda Schwarzneggera? Kto wie, ale trzeba dodać, iż panowie znają się i parę lat temu spędzili razem popołudnie. Watt był zachwycony Arnoldem i tak oto wspominał tamten dzień:
„On jest fenomenalny. Nadal ciężko pracuje – wstaje wcześniej, jeździ 45 minut na rowerku, później jedzie na siłownię i ćwiczy, a potem wraca rowerem do domu. Ile on ma, 68 lat? I nadal gra w filmach akcji. Arnold po prostu rządzi”.
Zaraz odzywa się jednak skromna osobowość Watta, którego naprawdę nie zmieniły pieniądze i sława. Sam widzi swoją przyszłość po zakończeniu kariery inaczej, z dala od blasku fleszy:
„Bawię z psem, żona siedzi na werandzie, dzieci biegają wokół domu. Jestem trenerem w ogólniaku, dla mnie to idealne… Kumple wpadają na barbecue, pijemy kilka piw, cieszymy się pełnią życia”.
Autor: Kuba Machowina
Źródło zdjęcia w leadzie: houstontexans. com
Przy pisaniu autor tekstu korzystał z:
Categories
AKTUALNOŚCI, FELIETONY, NFL, NFL, Wpisy