Mistrzowski aftermath Buccaneers

Super Bowl LV przeszło już do historii, ale emocje po zwycięstwie Tampa Bay Buccaneers nad Kansas City Chiefs wciąż jeszcze unoszą się w eterze mediów po obu stronach oceanu. Spójrzmy zatem jakie kibicowskie nastroje wzbudziły niedzielne wydarzenia ze stadionu Raymond James w Tampie.
Tryumf podopiecznych trenera Bruce’a Ariansa nad obrońcami tytułu był bezapelacyjny i niepodważalny. Mecz, meczem, jednak sama rywalizacja i wydźwięk końcowego rezultatu niosą za sobą kilka interesujących boiskowych i poza boiskowych historii.
Po pierwsze Tom Brady. Jeśli ktokolwiek przed tym sezonem miał jakiekolwiek wątpliwości czy rozgrywający Tampy to futbolista numer jeden w historii tej dyscypliny sportu, to mecz o Super Bowl był idealnym dowodem na to, że NFL nie widziała nigdy lepszego zawodnika. To co w tym sezonie zrobił Tom Brady, wychodząc spod parasola New England Patriots, który przez lata pomagał mu ukrywać pewne mankamenty w grze, nadaje się na dobrą produkcję z prestiżowej serii NFL Films. Ten sezon pokazał, że Tom Brady to nie tylko rozgrywający z prawdziwego zdarzenia, ale przede wszystkim futbolowy geniusz. Potrafiący po blisko dwóch dekadach zmienić środowisko, bardzo szybko się w nim zaadaptować i co najważniejsze mieć wyraźny wpływ na jego formę i kształt. To o czym w przedmeczowym studiu na antenie TVP Sport wspomniał jeden z wypowiadających się ekspertów, było przez cały sezon widoczne jak na dłoni. Mowa tu o dużej autonomii, jaką na przestrzeni rozgrywek Brady otrzymywał od trenera Ariansa i co najwyraźniej przynosiło skutek. Warto też wspomnieć o wzorowej współpracy na linii Brady – Byron Leftwich. Patrząc na wszystkie mecze Buccaneers, były rozgrywający Jacksonville Jaguars i Pittsburgh Steelers, a aktualnie koordynator ofensywy, wytworzył z Brady’m świetną, przyjacielską, pasjonującą relację, która pomogła wypracować efektywne taktyczne schematy pozwalające w znacznym stopniu wykorzystywać wielki potencjał graczy ofensywnych. O Tomie Brady’m warto wspomnieć także przy okazji jego wyjątkowo przyjacielskiej relacji z tight endem Robem Gronkowskim. Social media NFL oraz Buccaneers pełne są zabawnych filmów, na których widać wyraźną więź między spokojnym, ustatkowanym ponad czterdziestoletnim Bradym, a wiecznie uśmiechniętym, szalonym i beztroskim „Gronkiem”. Z resztą ta więź dała się zauważyć w trakcie trwania meczu o Super Bowl. Współpraca boiskowa obu panów wyglądała bardzo dobrze, a drugie podanie punktowe do Gronkowskiego było prawdziwym arcydziełem rodem z najlepszych czasów wspomnianej dwójki grającej w barwach Patriots.
Po drugie Antonio Brown. Mało który zawodnik w NFL przechodzi tak intensywny rollercoaster związany z niezbyt rozsądnym zachowaniem, a na końcu zostaje mistrzem NFL. Brownowi to się na szczęście udało. Gdy w 2018 roku Antonio Brown przechodził w atmosferze małego skandalu z Pittsburgh Steelers do Oakland Raiders, wielu wróżyło drużynie z Kalifornii wielki sezon. Raiders chcą o tym zapewne już zapomnieć, bo transfer gwiazdora okazał się dla nich kompletną klapą, a Antonio Brown w tym właśnie czasie, z dużym impetem, wchodził w najgorszy okres swojego dotychczasowego życia. Przygoda w Raiders zakończyła się błyskawicznie. Po kilku powtarzających się urazach, fanaberiach związanych z rodzajem kasku, który Brown zażyczył sobie nosić podczas treningów, zgrzytach w relacjach z Mike’em Mayockem, generalnym menedżerem Raiders, w Oakland zdecydowano się na zakończenie współpracy z Brownem. Nieudana kolejna przygoda w szeregach New England Patriots także mogła zakończyć się lepiej, bo Brown wyleciał z zespołu po kilku oskarżeniach o przemoc seksualną. Wydawało się, że w kwestii fantastycznej kariery Browna można gasić światło. Sam zainteresowany nie pomagał w tej sytuacji. Platformą do wyrażania własnego kontrowersyjnego zdania stały się social media. Brown nagrywał idiotyczne hip-hopowe teledyski, które nigdy nie miały prawa ujrzeć światła dziennego. Latał śmigłowcem ze swoimi dziećmi, pozował w ekstrawaganckich ciuchach i wiecznie sprawiał wrażenie pokrzywdzonego przez Oakland Raiders i ich front office. Kulminacją niepowodzeń Browna były kolejne kłopoty natury prawnej, a obrazki byłego gwiazdora NFL skutego kajdankami przed obliczem sądu na Florydzie podpowiadały, że jest to najgorsze z możliwych zakończeń kariery. Ktoś jednak czuwał nad Brownem i jego karierą. Jesienią 2020 roku, po kilku miesiącach milczenia, na Instagramie okazało się, że Brown dostał angaż w Buccaneers. Bruce Arians z ojcowską i dość surową troską zakomunikował zawodnikowi, że miejsca na bycie ligową divą w jego zespole nie będzie. Brown wziął sobie te wskazówki do serca i udowodnił, że nie z byle powodów przez ostatnie 6 lat był uznawany do spółki z Julio Jones z Atlanta Falcons za najlepszego wide receivera w NFL. Historia Browna napawa optymizmem, bo znane są przypadki świetnych graczy, którzy w trakcie swojej kariery nie raz się pogubili na tyle, że ich przygoda z NFL kończyła się szybko i brutalnie. Brown umiał się podnieść, otrzepać z siebie mnóstwo kurzu i udowodnić swoją wartość. Obrazki przechadzającego się Browna wśród konfetti z trofeum imienia Vinca Lombardiego wywołały uśmiech na niejednej kibicowskiej buzi.
Po trzecie Leonard Fournette. Jakże przekorny bywa świat sportu. W 2017 roku, w drafcie NFL Jacksonville Jaguars wybierając z numerem 4 otwierali nowy rozdział w historii organizacji. Sprowadzono zawodnika, na którym można było oprzeć przyszłość drużyny. Debiutancki sezon Fournette’a pokazał, że nadzieje mogą okazać się naprawdę uzasadnione. Drugi sezon został dość mocno zakłócony przez kontuzje, ale trzeci znów pokazał, że Jaguars mogą liczyć na swojego running backa. Wszystko szło by zgodnie z pewnymi regułami gdyby Jaguars nie okazali się być…Jaguars. To, że w lidze istnieją zespoły, których w ostatnim czasie (oby jak najszybciej dla nich przeszłym) przeznaczeniem jest być ligowym pośmiewiskiem wie każdy kibic Detroit Lions, New York Jets, Atlanta Falcons. Jaguars również należą do tego grona, bo pół roku temu na siłę pozbyli się ze swoich szeregów zawodnika, który podczas Super Bowl LV prezentował się po prostu świetnie. To był Fournette, jakiego z przyjemnością oglądało się w rozgrywkach NCAA w barwach LSU. Silny, pewny, szybki, przekonujący i bezlitosny w grze biegowej. Jaguars pewnie oficjalnie nie żałują rozstania z tym zawodnikiem, ale można przypuszczać, że Shahid Khan i spółka zaczynają zastanawiać się co robią źle w tej lidze, że dosłownie nic im nie wychodzi.
Po czwarte Antoine Winfield Jr. To była duża przyjemność zobaczyć cornerbacka o nazwisku Winfield cieszącego się ze zwycięstwa w Super Bowl. To co nie udało się Winfieldowi Seniorowi, udało się jego latorośli. Antoine Winfield Sr był przez 13 lat przykładem najbardziej solidnego defensive backa w lidze. Nie był nigdy gwiazdą, nie osiągał niebotycznych liczb w statystykach. Po prostu był. W szeregach Minnesota Vikings i Buffalo Bills robił to co do niego należało i wywiązywał się z tych obowiązków perfekcyjnie. W NFL aktualnie takich graczy już nie ma. Senior mógł być bardzo dumny z Juniora, który w meczu z Chiefs zaliczył jeden przechwyt, a jego rewanż na skrzydłowym Kansas City Tyreeku Hillu do dziś jest motywem przewodnim satyrycznych memów, które krążą po Internecie.
I po piąte, słówko na temat przegranych, a konkretnie o Patricku Mahomesie. Wielka scena, a taką bez wątpienia jest Super Bowl, uwielbia brutalnie weryfikować plany, założenia i wszelkie przewidywania. Przed meczem Patrick Mahomes, zdaniem ekspertów, uchodził za lidera zmiany warty, jaka miała nastąpić po rzekomo wyczerpanym Tomie Bradym. Żeby była jasność Mahomes to dobry zawodnik (udowodnił to kilkoma sensacyjnymi zagraniami, szkoda, że niezbyt skutecznymi podczas meczu z Bucs, często nie ze swojej winy), pewnie przed nim jeszcze nie jedno zwycięstwo w Super Bowl, ale liga zna podobne historie. Można podawać przykłady graczy, którzy byli u progu przejęcia dominacji w lidze. Cam Newton, który kilka dobrych lat temu wprowadzał swoich Carolina Panthers do Super Bowl miał być nowym Warrenem Moonem czy Dougiem Williamsem. Lamar Jackson, czyli zeszłoroczny MVP, w barwach Baltimore Ravens miał być nowym Michealem Vickiem czy Randallem Cunninghamem. Dziś w kontekście Newtona bardziej mówi się o jego idiotycznych strojach niż jego grze, a sezon w New England Patriots pokazał, że NFL i Newton to coraz bardziej dwie różne bajki. Jackson z kolei jest przykładem jak ligowy research potrafi rozpracować grę nawet największych talentów. Oby Baltimore Ravens znaleźli na to sposób, bo zakończony właśnie sezon pokazał dobitnie, że running back na pozycji quarterbacka w NFL nie ma racji bytu. Przed podobnymi konsekwencjami trzeba przestrzegać również w kontekście Mahomesa. Zbyt wczesne wskoczenie na ligowy szczyt, choćby chwilowe, może okazać się zabójcze w przyszłości, szczególnie jeśli nie jest się otoczonym bardzo dobrą linią ofensywną. Przed Mahomesem i spółką wiele pracy. I tylko wówczas, gdy ta praca zostanie sumiennie wykonana, będziemy mogli wrócić do dyskusji o tzw „baby GOAT”. Póki co „GOAT” jest tylko jeden i nie ma ochoty z nikim zamieniać się ksywami.
Autor: Wojciech Lehmann
Categories
AKTUALNOŚCI, NFL, NFL, Wpisy