Skip to content

Najciekawsze wypowiedzi trenerów i zawodników w NFL po Week 2

NFL wystartowało z wysokiego C, a drugi tydzień rozgrywek tylko kontynuował złotą passę – comebacki Dolphins, Jets i Cardinals niewątpliwie sprawiły, że Wy również oglądaliście te spotkania na stojąco (niezależnie od tego, czy kibicujecie, którejś z opisywanych drużyn), a nawet poniedziałkowe blowouty oglądało się przyjemnie, bo Bills i Eagles absolutnie zmiażdżyli swoich przeciwników. Tekst Kamil Kacperski.

Zacznijmy od jednej z drużyn, które brały udział w tej masakrze…

*

Bolesne zderzenie z rzeczywistością

Zacznijmy jak zwykle, czyli od końca – Minnesota w absolutnym gazie, po zwycięstwie z Aaronem Rodgersem i Packers, musiała stawić się w Filadelfii, gdzie rzucała rękawice tamtejszym Eagles.

Prowadzony przez debiutującego w tym roku w roli head coacha Kevina O’Connela skład dostał jednak kilka szybkich sierpowych od Hurtsa i spółki, a Vikings – w porównaniu z zeszłym tygodniem – wyglądali najwyżej jak przerażeni mnisi z IX-wiecznej Anglii, a nie krwawi wojownicy i mecz skończył się blowoutem na korzyść Philly.

Justin Jefferson przez cały wieczór czuł na plecach oddech cornera Eagles Dariusa Slaya (który mógł mieć spokojnie 4 przechwyty, a zanotował “tylko” 2), a Kirk Cousins wyglądał jak… Kirk Cousins w primetime (obecnie w tego rodzaju meczach jego bilans to podobno 2-10, więc rozumiecie o co mi chodzi).

Krótko mówiąc O’Connel przeżył właśnie swój pierwszy moment z serii “Welcome to NFL”, przyjmując oczywiście wszystko na swoją klatę:

Kiedy patrzę na ten wynik, to biorę winę na siebie. Nie sądzę, żebym zrobił odpowiednio dużo dla naszej drużyny w trakcie samego meczu. Kirk walczył dzielnie, ale nie pomagaliśmy mu za bardzo w osiąganiu sukcesów. Nasz ofensywny plan zakładał inny scenariusz i niestety nie potrafiłem go odpowiednio zmienić w trakcie spotkania. Dlatego właśnie biorę winę na siebie. Powiedziałem już chłopakom, że będziemy pracowali jak szaleńcy i nie dopuścimy już do tego, by kiedykolwiek taka sytuacja miała miejsce. Wiem, że będziemy gotowi na następne wyzwania.

Głos zabrał w sprawie również jego rozgrywający, którego trener bronił w trakcie pomeczowej konferencji – Cousins podkreślił, że początek meczu przekreślił ich szanse na późniejszy sukces, zwłaszcza, że Eagles w ofensywie nie chcieli im za bardzo oddawać piłek:

Moim zdaniem częścią tej porażki było to, że byliśmy za mało na boisku, nie udawały się nam zagrywki. Dlatego nie chcemy już dopuścić, żebyśmy mieli kilka serii typu three-and-out na początku spotkania. Zaburzyło to nasz rytm i nasi rywale to wykorzystali.

*

Broncos Country, Let’s Ride

W niedzielę swój pierwszy domowy mecz rozgrywał nie tylko nowy rozgrywający Broncos Russell Wilson, ale także pierwszoroczny trener główny Nathaniel Hackett.

Tak wiem – w zeszłym tygodniu w tej serii również pojawił się Russ, ale obiecuję wam, że chcę się tylko lekko poznęcać nad Hackettem. Ten bowiem według wielu osób jest odpowiedzialny za to, że Broncos przegrali swój pierwszy mecz przeciwko Seattle, a teraz natomiast obrywa za to, że drużyna gra mniej ekscytujący futbol, niż w zeszłym roku.

Sytuacja w Denver była na tyle beznadziejna, że w pewnym momencie tłum zaczynał odliczać sekundy do upłynięcia czasu na rozegranie akcji, a potem jeszcze buczeli, kiedy ofensywa była na boisku – i wszystko spłynęło oczywiście na Hacketta (no i trochę Wilsona):

Po meczu dziennikarze zapytali się, co Hackett sądził o takim przyjęciu ze strony miasta Denver:

Sam bym na siebie buczał! Byłem bardzo sfrustrowany podczas tego meczu. Znowu zdobywaliśmy jardy, ale nie zdobywaliśmy przyłożeń, co jest bardzo frustrujące. To jest coś, nad czym wszyscy nasi zawodnicy muszą popracować. Niezależnie od tego, czy będziemy więcej biegali, czy więcej podawali, to musimy to robić na wyższym poziomie.

Trener był również mocno samokrytyczny po meczu, mówiąc wprost, że musi być zwyczajnie lepszy w podejmowaniu decyzji pod presją czasu:

Muszę być lepszy w podejmowaniu decyzji – i to szybko. Lepiej też przekazywać informacje naszemu rozgrywającemu i upewniać się, że obaj się rozumiemy. To definitywnie coś nad czym obaj musimy popracować.

Czyli jednak trochę wina Russa (tak, jestem jego hejterem, a o co chodzi? – przyp. red.).

Po drugiej stronie barykady mieliśmy natomiast trenera głównego Texans, Loviego Smitha. Dla niego nie jest to pierwsze rodeo w NFL – był już HC Bears i Bucs, więc Houston to zaledwie kolejny wpis w jego przepastnym CV. I to czuć też w tym, jak rozmawia z mediami – trener uprawia coach speak na najwyższym poziomie:

Kiedy masz kilka bliskich spotkań, których nie wygrywasz, to jesteś sfrustrowany, rozczarowany, ale w końcu wracasz do pracy. Popatrzymy na każdy aspekt naszej drużyny, który możemy poprawić. To robiliśmy i to będziemy robili. Wczoraj przez palce przeszła nam kolejna naprawdę dobra szansa na zwycięstwo. Zawsze trudno się gra na nieprzyjaznym terenie, ale pozostawaliśmy długo w tym meczu. Ale oni zdobyli przyłożenie, a my nie, więc nie zasłużyliśmy na zwycięstwo. 

*

Dobrze jest wygrywać, man

Dan Campbell, man. Co to jest za gość, man. Naczelny motywator NFL, jeden wielki chodzący mem, ale też przy okazji utalentowany trener główny, man. Jego Detroit Lions ewoluowali i teraz nie tylko gryzą ludzi po kolanach, ale dosłownie ich wciągają w całości, man.

Przekonali się o tym swojsko brzmiący “Commies” z Waszyngtonu, którzy przyjechali do “jamy lwa” i dostali mocnego lepa ogłuszacza od ekipy z Detroit, man. Jared Goff rozdawał piłki swoim skrzydłowym jak cukierki w szkole z okazji urodzin, D’Andre Swift jest krótko mówiąc gościem, a i defensywa stawała na wysokości zadania, kiedy była na to potrzeba, man. No i co najważniejsze, Dan Campbell nareszcie nie musiał płakać na pomeczowej konferencji, man:

Słuchajcie, man, mamy tutaj takich gości, którzy będą pracowali i nieważne, co się stanie, to nadal będą pracowali i będą się stawali lepsi i będą rywalizowali z każdym. To nigdy nie będzie problemem w naszej drużynie. Ale wygrywanie? I to na początku sezonu, w drugiej kolejce? Man, to jest tylko potwierdzenie tego, że wszystko, co robimy, po prostu działa, man.

I co po takim zwycięstwie można zrobić, man? Ano zwyczajnie się napić browarka do Monday Night Football, man:

Normalnie jak każdy fan oglądałem meczyk. Tak byłem pijany na początku drugiej połowy, że tylko się położyłem na fotelu i już nie mogłem pisać notatek. Jak się obudziłem, to nie mogłem ich rozczytać. Ale już wróciłem do roboty, wziąłem aspirynę i jakoś żyje, jest dobrze.

Co to jest za cudowny gość, man.

*

Klątwa jaguara

Indianapolis Colts mieli praktycznie każdą okazję, żeby w poprzednim sezonie się zameldować w play-offach. Każdą szansę postanowili roztrwonić, niczym rozpustny zakupoholik w centrum handlowym, kiedy jest sezon wyprzedaży. Żadna porażka nie bolała jednak tak, jak ta z Jacksonville Jaguars, którzy w zeszłym sezonie byli tak absolutnie tragiczni, że drugi rok z rzędu wybierali w drafcie z numerem 1.

Co zrobili więc Colts? Postanowili zrobić dokładnie to samo i to w jeszcze gorszy sposób – nie zdobyli bowiem ani jednego punktu i dali sobie wbić aż 24. Porażka jest więc niezwykle spektakularna, a Indy już prosi o głowy Franka Reicha i Chrisa Ballarda, czyli kolejno trenera i GM-a Colts.

Zwłaszcza, że trener postanowił na pomeczowej konferencji pochwalić weterana Matta Ryana, nowego rozgrywającego Colts, który rozgrywa obecnie chyba najgorszy początek sezonu w swojej karierze, co jest agresywną decyzją:

Wczoraj całkiem słabo go broniliśmy, był często pod presją defensywy. Były błędy, ale wszyscy je popełniamy, ale w ogólnym rozrachunku było dobrze. Co w nim uwielbiam, to fakt, że bierze na siebie odpowiedzialność. Jest liderem. Jestem bardzo szczęśliwy, że jest naszym rozgrywającym. Jest elitarnym liderem i elitarnym zawodnikiem w naszej ofensywie. Ufam mu bezgranicznie i musimy teraz sprawić, żeby reszta drużyny też to robiła. Musimy się skupić i zacząć grać jak drużyna.

A lokalni dziennikarze piszą natomiast o tym, czy jeżeli Ryan nadal będzie tak grał, to czeka go odpoczynek na ławce na rzecz Nicka Folesa albo Sama Ehrlingera… Indy mamy problem.

Takiego problemu natomiast nie ma “rookie” Doug Pederson. Znany nam z tego cyklu trener, wrócił do ligi jako HC Jaguars i na razie sprawy wyglądają naprawdę nieźle. Owszem, pierwszy mecz przegrali (ale długo i dzielnie walczyli), ale w tym tygodniu wygrali “do zera”, co musi im sprawiać ogromną przyjemność.

Trener wie jednak, że to dopiero początek zabawy:

Świetnie jest celebrować zwycięstwo z twoją drużyną i kolegami. Byłem zaszczycony, że otrzymałem piłkę meczową od Marvina, to świetne uczucie, bo to mój pierwszy raz w Jacksonville. Ale tak jak powiedziałem naszym chłopakom – to jest grupowy sport. Wygrywamy i przegrywamy jako drużyna. Taki mam dla nich przekaz. To liga, w której trzeba mieć pamięć złotej rybki, więc wracamy do pracy.

Pracę kończę natomiast ja. Jak zwykle dzięki za dotrwanie do końca i jak zwykle zachęcam do tego, abyście wpadali tu częściej. Tyle ode mnie, widzimy się za tydzień. Do zobaczenia!

Tekst i tłumaczenia opracował Kamil Kacperski

*

Mamy też swoją, dedykowaną grupę na facebooku. Zapraszamy do dołączenia. 

https://www.facebook.com/groups/464888500937826/

Leave a Reply

%d bloggers like this: