Skip to content

Wypowiedzi NFL – week 11

Za nami kolejny weekend pełen emocji, a konkretnie m.in. Steelers wciąż bez porażki; Jets nadal się palą ze wstydu; dziwne załamanie Dolphins; odkucie Chargers i niezwykły pojedynek Chiefs z Raiders. Walka o play-offy i wysokie picki w drafcie się zaostrza, więc zobaczymy co po kolejce do powiedzenia mieli trenerzy.

Arizona Cardinals 21 – 28 Seattle Seahawks

Kliff Kingsbury i jego Cardinals są bardzo sympatyczną drużyną. Kyler i spółka rosną w siłę, a chociaż w tym tygodniu przegrali z dywizyjnym rywalem, to dostanie od Seahawks plamą na honorze raczej nie jest. Zespół ze względu na swój młody wiek raczej poważnym kandydatem do mieszania w NFL będzie za rok-dwa lata, ale już teraz potrafią pokazać pazurki.

Dlatego coach Kingsbury (również młody i stosunkowo niedoświadczony trener) nie płacze po porażce, a raczej zapowiada poprawę i kontynuowanie rozwoju swojej drużyny – zwłaszcza poprawę dyscypliny i unikanie kar:

W tej lidze daleko nie zajedziesz, jeżeli popełniasz takie błędy – zwłaszcza przeciwko takiej drużynie, jak Seahawks. To jest nieakceptowalne, że mieliśmy tyle problemów. Musimy to poprawić i się skupić, by być lepszymi w przyszłości. Zawsze nasi zawodnicy są wkurzeni z powodu kar, bo wiedzą, że to ich wina. Musimy popracować nad dyscypliną, by takie wpadki nam się nie zdarzały.

Pete Carroll może natomiast odetchnąć z ulgą. Kilka ostatnich tygodni było dla Seattle trudnych. Nie tylko zawodziła niegdyś niemalże niepokonana defensywa (RIP Legion of Boom), ale kryzys formy miał Russell Wilson. Kiedy już Carroll pozwolił Russowi „gotować”, ten zaczął rzucać picki na prawo i lewo.

Na szczęście dla nich, wszystko już grało w czwartkowy wieczór. Carroll zawdzięcza poprawę formy spotkaniu z zawodnikami, które miało się odbyć w przeddzień meczu z Arizoną:

Spotkaliśmy się w środę wieczorem i odbyliśmy rozmowy z zawodnikami, gdzie każdy z nich opowiedział o swojej pozycji, co powinien robić w danych formacjach i zagrywkach. To było jedno z najwspanialszych defensywnych spotkań, w jakich dane było mi uczestniczyć. Każdy z chłopaków zaczął opowiadać o tym, co powinien zrobić, z kim się komunikować, czego oczekują ode mnie. 

Cincinnati Bengals 9 – 20 Washington Redskins

To nie tak miało być. Linia ofensywna Bengals nie dała rady do tego stopnia, że po 10 tygodniach uciekania przed najlepszymi defensywami w lidze, Joe Burrow nie zdążył zareagować w odpowiednim momencie, po czym doszło do jego poważnej kontuzji. Efekt? Zerwane więzadło i koniec sezonu dla młodego QB.

Każdy, kto oglądał chociaż kilka fragmentów starć Bengals widział jednak, że Burrow co tydzień walczył o życie. A jak zareagował na to trener Bengals, czyli Zac Taylor? Stwierdził, że linia ofensywna z tygodnia na tydzień była lepsza:

Jedyne co możemy zrobić, to kontynuować rozwój wraz z kolejnymi tygodniami sezonu. Na początku dawaliśmy obronom mnóstwo szans na wywieranie presji na naszym rozgrywającym. Ale mam wrażenie, że codziennie byliśmy lepsi. Dzisiaj Joe miał świetną kieszeń, a samo uderzenie nastąpiło w momencie, gdy piłka już opuściła jego rękę. Wszyscy powtarzają, że mamy problem z o-line’em, ale nikt chyba nie oglądał naszych 4 poprzednich spotkań. Moim zdaniem w ciągu ostatnich 4 tygodni szliśmy do przodu i się poprawialiśmy, za co nie zamierzam przepraszać.

Zabierzcie mu Burrowa. A w międzyczasie życzę Joe rychłego powrotu do pełnego zdrowia i formy. Trzymaj się dzieciak.

A co tam u Rona Rivery? NFC East jest otwarte, a wszyscy mają praktycznie takie same szanse na play-offy – każda drużyna ma na koncie po 3 zwycięstwa, a Eagles prowadzą tylko ze względu na remis z Bengals. O ile jednak Eagles idą z formą w dół, o tyle WFT, Giants, czy nawet Dallas zaczynają łapać rytm.

Sam trener był natomiast pod wrażeniem nie tylko samej gry swojego zespołu, ale jego postawy wobec kontuzji Burrowa. Rivera pochwalił ich za świetne zachowanie (zwłaszcza Terry’ego McLaurina, Dwayne’a Haskinsa i Chase’a Younga):

To jest bractwo. Chłopaki grali ze sobą i przeciwko sobie przez wiele lat. Znają się, mają do siebie ogromny szacunek i każdy ma na uwadze karierę drugiej osoby. To jest w tej grze piękne. Możemy ze sobą walczyć, drapać się i bić, ale jak opada kurz, to jesteśmy przyjaciółmi.

Atlanta Falcons 9 – 24 New Orleans Saints

Raheem Morris i jego daleko idące plany o przejęciu pozycji trenera w Falcons na stałe właśnie mogły legnąć w gruzach. Saints grali bez Drew Breesa – jego miejsce zajął Taysom Hill, czyli nieobliczalny multitool Seana Paytona. Ktoś mógłby pomyśleć, że zneutralizowanie drużyny z Nowego Orleanu mogłoby być prostsze, niż zwykle.

Ten ktoś miałby pewnie rację. Niestety Morrisowi się to nie udało, a defensywa Saints nie pozwoliła Falcons zdobyć nawet jednego przyłożenia, skutecznie ograniczając reprezentantów ATL do zdobycia jedynie 3 field goali.

Wykonali naprawdę dobrą robotę, co widać chociażby w statystykach. Naprawdę sądzę, że to była kwestia tego, że nasi przeciwnicy po prostu genialnie wykonali swoją pracę, bo nasi chłopcy nie popełniali zbyt wielu błędów i trzymali dyscyplinę. Ich obrońcy świetnie pokryli naszych skrzydłowych, a Matt Ryan nie miał gdzie rzucać, przez co był przy piłce za długo, a to kończyło się sackami.

Sean Payton postanowił natomiast pokazać światu, że jego pomysł z Taysomem Hillem nie był niezrozumiałą fascynacją, ale raczej niemalże przebłyskiem geniuszu. Hill rzucał, biegał, dwoił się i troił i przede wszystkim nie popełniał zbyt wielu błędów.

Komplementowali go Cam Jordan, Alvin Kamara, Michael Thomas, ale także sam coach, który stwierdził, że Hill zagrał naprawdę dobry debiutancki mecz w roli QB:

Moim zdaniem grał dobrze. Raz stracił piłkę pod koniec meczu i odebrano nam przyłożenie po jego rzucie. Ale to było dobre zwycięstwo. Na pochwałę na pewno zasłużyła defensywa, która była fantastyczna. Udało nam się wykorzystać ich problemy przeciwko nim. Taysom był spokojny i szybko wszedł w rytm meczu, a nasza linia dobrze blokowała.

Pittsburgh Steelers 27 – 3 Jacksonville Jaguars

Mike Tomlin to jest gość. Jego drużyna ma bilans 10-0, właśnie pewnie wygrała z rywalami z konferencji (słabiutkimi, ale rywalami), a chyba każdy fan NFL oczekuje, że Steelers zajdą w tegorocznym sezonie daleko.

Tomlin ostudza jednak te oczekiwania, stwierdzając podczas pomeczowej konferencji:

Wykonaliśmy dzisiaj pracę. Postawiliśmy krzyżyki we wszystkich kwadracikach. To nie było perfekcyjne. Ale nic nie jest perfekcyjnego w naszej drużynie, oprócz bilansu. Gadaliśmy o tym wczoraj. Chcemy być z tego dumni. Chcemy wchodzić na stadiony i być gotowymi na to, że wszyscy będą chcieli nas dorwać. Podobała mi się postawa naszego zespołu, ale czas na skrócony tydzień przygotowań do kolejnego spotkania.

Doug Marrone jest natomiast dużo bliżej numeru 1 w Drafcie, niż play-offów. Oczywiście z rozgrywek na razie odpadł Gardner Minshew, który był starterem Jags na początku sezonu, a zastępujący go Jake Luton niestety nie sprawdza się w ofensywie Marrone’a.

Jego tragiczny mecz (rzucił m.in. 4 INT-y) spowodował, że Marrone ze swoim sztabem mogą się zdecydować na kolejną zmianę w składzie:

Zastanawiałem się w trakcie meczu, czy mam go dalej trzymać na boisku. Mówi się o tym, by zyskał doświadczenie. Czy to aby na pewno jest doświadczenie? Czy to jest odpowiedni zawodnik do naszego poziomu? Myślę, że podejmiemy decyzję w trakcie tygodnia. Nie będę miał odpowiedzi jutro, ale myślę, że w ciągu kolejnych dni podejmę decyzję i zrobię to, co będzie najlepsze dla naszej drużyny.

I po kilku godzinach mamy informację już oficjalną, Luton melduje się w kolejnym meczu na ławce, a starterem będzie… Mike Glennon.

New England Patriots 20 – 27 Houston Texans

Bill Belichick może powoli zacząć patrzeć na pierwszą szesnastkę przyszłorocznego draftu. Wygląda na to, że Patriots po porażce z Texans nie zameldują się w play-offach i będą mieli wybory w pierwszych połowach rund.

Coach podszedł do porażki w typowy dla siebie sposób – czyli ze stoickim spokojem i wyrazem twarzy typu „resting bitch face”:

Nie zrobiliśmy wystarczająco dużo i nie byliśmy w stanie wykorzystać najważniejszych sytuacji w spotkaniu. To rozczarowujące, ale otwieramy kolejną stronę i idziemy dalej. Nadal mam dużo wiary w naszą drużynę i jestem jej pewny. Wydaje mi się, że nie odstajemy specjalnie poziomem od reszty – kilka rzeczy poprawimy i będzie inaczej. Niestety dzisiaj nam się nie udało.

Romeo Crennel (na zdjęciu w leadzie) nie będzie trenerem Houston Texans na stałe, ale nie przeszkadza mu to w byciu zadowolonym ze zwycięstw swoich podopiecznych. Trener cieszył się z pokonania Billa Belichicka, ale jeszcze większe szczęście przyniosło mu wygranie w domu:

Za każdym razem, gdy grasz przeciwko gościowi, z którym pracowałeś, to zwycięstwo smakuje inaczej. Więc jestem z tego zadowolony. Ale jeszcze bardziej cieszy mnie zwycięstwo w domu. Nie zrobiliśmy tego w tym sezonie, więc to jest na plus. Wiem, że wszyscy nasi zawodnicy są z tego dumni – tak samo jak ze swojej postawy w dzisiejszym meczu. Myślę, że to nam pomoże w nadchodzącym krótkim tygodniu przygotowań.

Philadelphia Eagles 17 – 22 Cleveland Browns

Doug Pederson ma ogromnego farta, że z bilansem 3-6-1 nadal jest na pierwszym miejscu w swojej dywizji. Pojawiły się głosy, które stwierdziły, że może czas dać odpocząć Carsonowi Wentzowi i wprowadzić do gry Jalena Hurtsa. Trener nie jest pewien, czy aby na pewno byłoby to dobre rozwiązanie:

Mam ostateczne zdanie, bo jestem głównym trenerem i mogę podjąć tę decyzję. Ale znowu, jestem bardzo ostrożny w podejmowaniu takich wyborów. Jeśli do niej kiedyś dojdzie, to będzie całkowicie moja decyzja. Moim zdaniem musimy rozwiązać swoje problemy z Carsonem. To jemu ufam i to w jego drużynie mam wiarę. Takie mam zdanie. Myślę, że damy radę.

Kevin Stefanski też może dziękować losowi, że rozpiska kolejnych meczy Browns wygląda całkiem nieźle. Po słabych Eagles czeka ich wycieczka na Florydę do Jacksonville, więc coach pewnie zaciera ręce na bilans 8-3.

Trener wyjaśnił, że jest zadowolony z wyniku i postawy swojej drużyny:

Nie ma czegoś takiego jak brzydkie zwycięstwo. To było piękne zwycięstwo dla naszych chłopaków. Zwłaszcza dla Simone Takitaki. On był dzisiaj kapitanem obrony. Grał mimo urazów, korzysta ze swojej roli. Wnosi fizyczność do naszej drużyny. To, że dokonał tej zagrywki i zdobył punkty, było piękne.

Detroit Lions 0 – 20 Carolina Panthers

Matt Patricia jest kolejnym gościem, który najprawdopodobniej straci pracę w NFL. Do tej pory nie było tragicznie, ale nie zdobyć punktów przeciwko Panthers? Przegrać z drużyną, której startującym QB był gość z XFL? Tragedia. Hańba. Frajerstwo. Nie wracaj do domu.

Myślę, że jesteśmy rodzajem drużyny, który skupia się na graniu co tydzień. Taką mam filozofię od dawna. Codziennie przychodzę do pracy, po to, by na nią zapracować. Taki po prostu jestem. To nie jest zależne od tego, czy chodzi o trenowanie, czy inżynierię, czy chodzenie do szkoły. Zamierzam pracować i pracować ciężko. Wszyscy o tym wiemy. Jesteśmy w NFL i tak wygląda sytuacja. Musimy być lepsi.

Matt Rhule musiał grać z PJ Walkerem w roli swojego startera, a QB pokazał swój talent. Zresztą trener był zadowolony z postawy całej drużyny:

Oczywiście, jestem dumny z naszych zawodników. Moim zdaniem zagrali kawał dobrego meczu. Poradzili sobie z dwoma stratami piłki, co powinno nam przeszkodzić… ale na szczęście sobie poradzili. Tak samo nasza defensywa – była fantastyczna, dochodzili do ich rozgrywającego i nie pozwalali im na big plays.

Tennessee Titans 30 – 24 Baltimore Ravens

Mike Vrabel przed rozpoczęciem sezonu miał na sobie maseczkę, na której napisane było „daj piłkę Derrickowi Henry’emu”. Przed meczem kłócił się z zawodnikami Ravens, a potem wyglądało, jakby nie podał sobie ręki z trenerem Baltimore, Johnem Harbaugh.

Dziennikarze oczywiście zapytali się trenera o jego „spięcie” z coachem Harbaugh:

To brutalna gra, fizyczna gra, emocjonalna gra. Pobiegłem świętować z Derrickiem i naszą drużyną, a potem podbiegłem do niego mu pogratulować, podać rękę i zapytać, o co poszło przed meczem. Powiedział, że o nic. Więc wróciłem do świętowania z drużyną.

Tak moi drodzy rozwiązuje się problemy w sposób „dorosły” – nie na forum publicznym.

Dokładnie to samo po meczu powiedział John Harbaugh, czyli wspomniany trener Ravens. Ci, chociaż mają bilans 6-4 i za tydzień grają z niepokonanymi Steelers, wciąż mają poważne szanse na play-offy, więc przejdźmy do relacji z tego, co działo się przed i po meczu:

Po meczu nie było żadnego problemu. Trener Vrabel pobiegł świętować ze swoją drużyną w strefie końcowej, a potem podbiegł do mnie, podaliśmy sobie ręce i udaliśmy się do szatni. To, co się stało przed meczem, jest nieistotne.

Klasa, panowie.

New York Jets 28 – 34 Los Angeles Chargers

Adam Gase. Znowu się spotykamy. Po tygodniu odpoczynku od pana trenera ponownie jest mi dane poczytać i posłuchać, co tam ciekawego powiedział coach Gase. I wiecie co? W tym tygodniu powiedział coś w gruncie rzeczy interesującego.

Wyjaśnił bowiem nam, śmiertelnikom, jak to jest z tym play-callingiem w Jets. Okazuje się, że ten przechodzi przez niego, Gase ma prawo do wetowania zagrywek, pomaga przy trzeciej i czwartej próbie, a także w tzw. 2-minute drill, czyli sytuacjach, gdy do końca połowy/meczu pozostają około 2 minuty:

Od trzech tygodni tylko pomagam. Dorzucam coś od siebie przy trzeciej próbie, albo w momentach, gdy zostają 2 minuty na zegarku. Jest prościej, gdy biorę w nich udział, bo komunikacja jest szybka. To nie jest nic trudnego. Dowell Loggains mówi „zagraj 25”, a ja czytam to naszemu rozgrywającemu.

Ech, Chargers. Diabelnie ciekawy przypadek w tegorocznym NFL. Justin Herbert gra, jakby na imię miał Aaron, a na nazwisko Wilson. Biega, kiedy jest taka potrzeba, odda biegaczowi, jak jest do tego okazja, a i rzuci te 50 jardów, bo Mike Williams jest niekryty.

Młody idzie po wszelkie rekordy NFL, a Chargers… mają bilans 3-7. To jak to jest panie Anthony Lynn?

Nie sądzę, by nasi zawodnicy się zrelaksowali. Mieli ładne zagrywki. Jets dostawali się za plecy naszych obrońców i łapali piłki. Było mnóstwo sytuacji 50/50, które wygrywali ich zawodnicy. Nie możemy do tego dopuszczać. Ale to nie jest fair, by zwalać winę na obronę. Jednak oczekuje od naszej obrony, że będą bronili naszego endzone. Bo to, co widzieliśmy dzisiaj, było nieakceptowalne.

Nie jest to wina ataku, bo ten mocarny. Nie jest to wina obrony. Wiemy, że special teamy Chargers radzą sobie mizernie, ale to też nie jest najważniejszy aspekt futbolu. To kogo możemy jeszcze obarczyć winą? Kto jest bardzo ważny w futbolu, a jednocześnie nie należy do żadnej z trzech wymienionych powyżej grup? Ktoś, kto notabene jest gościem od wydawania poleceń wszystkim trzem grupom. Hm…

Miami Dolphins 13 – 20 Denver Broncos

Panie Flores, kto to panu tak spier*olił? Dolphins podchodzili do spotkania z Broncos jako faworyci. Z bilansem 6-3 byli sneaky underrated drużyną z aspiracjami play-offowymi. Jednak by osiągnąć rozgrywki turniejowe, trzeba pokonywać drużyny pokroju Denver, a nie dodawać z nimi krzyżyka w kategorii „przegrana”.

Coś się jednak nie udało i mecz skończył się w momencie, gdy Fitzmagic rzucił INT. Dlaczego doświadczony QB był w ogóle na boisku zamiast młodego rozgrywającego, którego imię i nazwisko bardzo źle się odmienia po polsku? Ano Brian Flores wyjaśnił:

Grał przeciwko dobrej grupie defensywnej. I radzili sobie świetnie. Mieli w końcu 5 albo 6 sacków, wywierali presję, byli dobrzy w kryciu, a my mieliśmy problem z tym, by ruszyć do przodu. Dlatego w trakcie spotkania myślałem, co możemy zrobić by to zmienić. Dlatego na boisku pojawił się Ryan Fitzpatrick. Dzieciak jest zdrowy, nic mu nie jest.

Vic Fangio ma natomiast zagadkę, a nawet zagwozdkę. A przynajmniej tak sądzę. No bo gdyby Drew Lock znowu rzuciłby parę INT-ów, dodał jakiś przegrany fumble, nie zdobył żadnego przyłożenia i skończył mecz na ławce, to przynajmniej trener Denver miałby jasny obraz sytuacji – gość jest do wyrzucenia i trzeba szukać nowego QB w przyszłorocznym drafcie.

A tak Drew miał raptem jednego INT-a, był w miarę celny, dorzucił od siebie 2 podania na przyłożenie. Wyglądał, jakby czuł się jak u siebie, a do tego mecz zakończył się zwycięstwem.Oczywiście wygrać 7 punktami z Miami, które wczorajwyraźnie było nie w sosie, to nie jest jakiś wiekopomny wyczyn. Ale z drugiej strony to jednak Dolphins, a nie tacy Jets. Lock nadal miesza występy niezłe z beznadziejnymi, stąd też moja opinia o zagwozdce trenera Fangio. Ten się na razie tym nie przejmuje. A nawet jeśli o tym myśli, to nie mówi tego publicznie:

Moim zdaniem Drew szybko wraca na ziemie po słabych zagrywkach. To jego specjalna umiejętność. Nie pozwala na to, by mu to ciążyło i nie ma po tym kaca (jego słowa, nie moje – przyp. red.). Dobrze, że możemy biegać z piłką, żeby mu pomóc, a i nasza defensywa grała dobry mecz. Nagle bowiem mamy większą wolność w ofensywie, a nie musimy non-stop rzucać, żeby gonić wynik.

Nie zazdroszczę tej sytuacji, bo jest ona zwyczajnie śliska.

Dallas Cowboys 31 – 28 Minnesota Vikings

Czy ja dobrze słyszę? Czy to jest bicie serca? Czy ja wyczuwam puls? How ‘bout them Cowboys! Nie pomyślcie sobie, że zacząłem kibicować Dallas albo coś, po prostu lubię dobre comeback story.

W każdym innym sporcie bilans 3-7 oznaczałby śmierć w butach. Jednak na śmietnisku zwanym dywizją NFC East, takie statystyki dają możliwość walki o play-offy. Być może śmiem nawet twierdzić, że Cowboys są najpoważniejszymi kandydatami do zwycięstwa w tej grupie, a w meczu z Vikings wyglądali… przekonująco? Jakby ten wynik nie był przypadkiem, a być może owocem pracy. Sam na łamach tego cyklu śmiałem się z obietnic i mądrych słów Mike’a McCarthy’ego, który chwalił swój zespół po przegranych. Może w tym szaleństwie była metoda? Może faktycznie miał jakiś plan? Jedno jest pewne – król śmietniska może być tylko jeden, a Cowboys z przytupem wrócili do rywalizacji o koronę z plastiku:

To bez cienia wątpliwości był nasz najlepszy mecz i najlepsza wygrana w tym sezonie. Zajęło nam to trochę dłużej, niż planowaliśmy przed sezonem, ale moim zdaniem ta podróż tylko uczyni nas mocniejszymi. Musimy coś zrobić z tym zwycięstwem. Ono musi być naszym fundamentem, musi coś znaczyć.

Zapewne nie tak wyobrażał sobie niedzielne popołudnie Mike Zimmer, którego Vikings wygrali 3 mecze z rzędu i wyglądali, jakby mieli się włączyć do walki o play-offy w drugiej połowie tego sezonu. W końcu mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna, prawda?

Niestety – marzenia Zimmera przynajmniej na chwilę popsuła Drużyna Ameryki, która przyjechała do Minnesoty zwarta i gotowa. Być może tak gotowa, że zaskoczyła Vikings? Coś może być na rzeczy, ponieważ trener drużyny z amerykańskiej krainy jezior stwierdził po meczu:

Coś nam się udawało uszczypnąć tu i tam, kiedy biegaliśmy z piłką, ale nie było eksplozji. Mam wrażenie, że oni mieli sporo sytuacji typu 2nd-and-5, a my mieliśmy 2nd-and-8. Te zagrywki podczas pierwszej próby zadecydowały o wyniku spotkania. Oczywiście byliśmy lepsi ofensywnie w drugiej połowie, ale zaczęła nam szwankować obrona.

Green Bay Packers 31 – 34 Indianapolis Colts

Ach, cóż to był za mecz pełen wzlotów i upadków. Packers prowadzili pewnie aż do końca pierwszej połowy, po czym… się rozsypali. Tracili kolejne punkty, aż doszło do dogrywki. Tą niespodziewanie przegrali, chociaż piłkę dostali jako pierwsi.

Nie był to dzień Aarona Rodgersa, nie był to dzień Matta LaFleura, który być może został wystrychnięty na dudka przez bardziej doświadczonego coacha Colts. Oczywiście można winić w tej przegranej Marqueza Valdesa-Scantlinga, który przegrał fumble w dogrywce, ale to byłoby trochę nie fair – a przynajmniej tak stwierdził sam LaFleur:

To była opowieść o dwóch połowach. Wiem, że Marquez teraz bardzo cierpi. Ma na koncie tyle świetnych zagrywek i to nie tylko przy podaniach, ale też przy biegach. Tego pewnie nie zauważacie, ale nie zdobywalibyśmy tylu jardów, gdyby MVS nie blokował, jakby od tego zależało jego życie.

A Frank Reich pewnie siedzi i się cieszy z dokonań swojej drużyny. Tak serio – Reich wyjaśnił po meczu, że porażka z Jaguars w pierwszym meczu sezonu całkowicie zmieniła obraz nadchodzącego sezonu. Trener stwierdził, że rozmowa z właścicielem Colts Jimem Irsayem bardzo mu pomogła w zrozumieniu powagi sytuacji i tego, co jest wymagane w tej organizacji:

Mieliśmy bardzo długą rozmowę. Jestem za nią bardzo wdzięczny i cieszę się, że to jest właściciel miejsca, dla którego pracuje. Ten gość… on zna futbol w każdym wydaniu. W trakcie naszej konwersacji sprzedał mi tyle perełek i informacji, że mogę powiedzieć jasno – poczułem się lepiej wyedukowany. Poczułem się wolny jako trener. Miał wiele informacji na temat tego, jak toczą się mecze. Pomógł mi w dotarciu do niektórych naszych zawodników. Widział wiele w trakcie zarządzenia tym klubem, więc podzielił się tymi obserwacjami ze mną.

Kansas City Chiefs 34 – 31 Las Vegas Raiders

Nocny mecz w niedziele nie rozczarował. Dywizyjni rywale wyprowadzali cios za ciosem, a żaden z nich nie chciał upaść na deski. Raiders zdobywali punkty, Chiefs im odpowiadali. Chiefs przejmowali prowadzenie, Raiders wychodzili z kontratakiem. I tak by pewnie to wyglądało przez kolejne kilka godzin, ale mecz NFL liczy 60 minut, więc w końcu musiał nastąpić koniec.

Tym razem zwycięsko z pojedynku wyszli broniący tytułu Chiefs. Drużyna wygrała po 2-minute drill, w którym Patrick Mahomes znalazł w endzone niekrytego Travisa Kelce, oddając piłkę Raiders z kilkudziesięcioma sekundami na zegarze. Raiders nie udało się zdobyć kolejnych punktów, a piłkę, po INT rzuconym przez Dereka Carra, przejęli jeszcze zawodnicy z Kansas City.

Ale co ja wam będę opowiadał, pewnie widzieliście ten mecz, albo obejrzeliście chociaż skrót. Krótko mówiąc -Mahomes znowu pokazał, że jest QB1 w NFL, tak jak lew jest królem dżungli, a szczupak jest królem wód. Wie to też doskonale Andy Reid, który po meczu powiedział:

Mam Pata Mahomesa, dasz mi półtorej minuty i czuję się całkiem nieźle. Jest miejsce i czas na danie przeciwnikowi punktów. Ale to nie była taka sytuacja. Modliłem się, żeby starczyło nam jeszcze czasu na to, by się rozkręcić. Jeśli by nam go zabrakło, to mówiłbym wam coś innego. Ale dali nam tyle czasu, że się rozkręciliśmy.

I chociaż Derek Carr, jakby nie patrzeć, Mahomesem nie jest, to też nie zagrał złego meczu. W końcu Raiders 31 punktów zdobyli, a jego jedyny INT nadszedł w ostatniej minucie meczu. Jego linia ofensywna nie pozwoliła też na to, by Chiefs mieli jakiś sack. Całkiem niezła rubryka ze statystykami, nie ma co oszukiwać.

Niestety zabrakło krzyżyka w najważniejszej kolumnie, czyli tej z podpisem „wygrane”. Jon Gruden postanowił jednak pochwalić swojego QB po spotkaniu z Chiefs, bo jakby nie patrzeć, Carr na to zasłużył:

To było tak dobre, jak tylko mogło być. Miał 4, czy 5 piłek, które były wspaniałymi rzutami. Powinniśmy je złapać i posuwać łańcuchy do przodu. Nie udało się, ale był dzisiaj naprawdę świetny. Zagrał praktycznie nieskazitelny mecz.

Właśnie – praktycznie nieskazitelny. Jak pokazał SNF, czasami to za mało.

Los Angeles Rams 27 – 24 Tampa Bay Buccaneers

Sean McVay pokonał Brady’ego i Gronkowskiego. Niestety nie było to w SuperBowl, ani chociaż starcie w play-offach, ale niewątpliwie czuł się w poniedziałek w nocy bardzo dobrze. Jego drużyna popełniła sporo błędów w ofensywie (przede wszystkim w drugiej połowie), ale kiedy była taka potrzeba, to zdobyli punkty chociażby z field goala.

Potem reszty dokonała obrona Rams, która przechwyciła podanie Brady’ego i tym właściwie zakończyła mecz. Wyróżnili się zwłaszcza rookies drużyny z Los Angeles. Przyznał to też Sean McVay, który przy okazji skomplementował kopacza Matta Gaya:

Są świetnymi zawodnikami, zdecydowanie udowodnili, że zasłużyli na wyższe miejsca w drafcie, niż te, z którymi ich wybraliśmy (…) Matt Gay wygląda, jakby trenował z Aaronem Donaldem! .

McVay zakończył swoją konferencję zwracając się do stojącego obok Gaya, powtarzając: „kopacz jest kure*sko napakowany”. Wygląda na to, że Rams mają bardzo dobrą chemię.

Bruce Arians nie ma natomiast problemu, żeby krytykować swojego rozgrywającego. Tom Brady rozegrał całkiem średni mecz, rzucając kilka INT-ów. Reporterzy zapytali się go o to, dlaczego Antonio Brown nie ma do tej pory dużych zagrywek.

Arians zwalił winę na wspomnianego Brady’ego. Nie dosłownie, ale chyba inaczej tych słów nie da się zrozumieć:

Cóż, nie był kryty. Mieliśmy jedno zagranie, w którym piłka przeleciała mu przez palce, a przecież wiemy, że potrafi złapać nawet trudniejsze podania. W zeszłym tygodniu piłka go zwyczajnie minęła, więc to trzeba poprawić. On sobie dobrze radzi z bieganiem po złapaniu piłki. Problem jest tylko taki, że nie potrafimy mu rzucić piłki, jak biegnie po przyłożenie.

Auć.

I tak dochodzimy do końca kolejnego tygodnia w NFL. Widzimy się za tydzień o tej samej porze. Do zobaczenia.

Tekst i tłumaczenia opracował Kamil Kacperski

Źródło zdjęcia w leadzie: houstontexans. com

Leave a Reply

%d