Wypowiedzi NFL – week 12
Ależ pokręcony (i długi) był to week 12 z NFL – Ravens zostali zdziesiątkowani przez COVID-19; Cowboys i Jets podobnie, ale przez inne drużyny (i samych siebie); Broncos zagrali mecz NFL bez żadnego aktywnego rozgrywającego, a wyniki spotkań albo rozstrzygały się w ostatnich sekundach, albo były blow-outami. Nic pomiędzy. Kilku trenerów postradało zmysły, jeden stracił posadę, a kilku, cytując jednego z prezesów innej dyscypliny w PL, jedzie na picu. Zobaczmy więc, co powiedzieli mądrzy panowie ze słuchawkami na uszach.
Houston Texans 41 – 25 Detroit Lions
Romeo Crennel jakoś toczy ten wózek zwany Texans do kolejnego zwycięstwa. Pierwszy mecz tygodnia odbył się o 12:30 czasu lokalnego, a Lions chyba nie byli gotowi na taką dawkę sportu 30 minut wcześniej, niż zwykle. Texans wyglądali, jak play-offowa drużyna z zeszłego roku, a nie ta wpadka z tego sezonu i chociaż zaczyna to wyglądać całkiem nieźle, to Texans w sumie nie mają o co grać.
Bo i szanse na fazę turniejową są niskie przy tak mocnym AFC, a i picków w pierwszych dwóch rundach przyszłorocznego draftu nie mają (Miami Dolphins wysyłają pozdrowienia). Mogą jedynie próbować grać o jak „najniższe” wybory, żeby specjalnie nie wzmacniać rywali ze wschodu. Crennel też w sumie nie ma o co grać, bo już teraz wiemy, że posady head coacha na stałe nie dostanie. Taka ta drużyna bezsensowna w sumie:
To świetny wynik, bardzo pozytywny. Jeśli będziemy wygrywali w ostatnim miesiącu sezonu, to będzie to udany rok. Trudno jest zrobić comeback w tej lidze – nawet w jednym meczu, a co dopiero w całym sezonie. Jestem dumny z chłopaków, że powoli pracują w tym kierunku.
Z zasad podstawowej matematyki wynika, że Houston wygrywając swoje pięć pozostałych spotkań będzie miało bilans 9-7. To całkiem przyzwoity wynik. O dywizji raczej mogą zapomnieć (w końcu Titans i Colts mają już kolejno po 8 i 7 zwycięstw), ale nie wiemy, co do głowy przyjdzie Raiders, Dolphins, Ravens i Patriots, bo to chyba właśnie te drużyny będą największymi rywalami Texans w walce o play-offy. Ależ się rozpisałem, a to dopiero jeden trener! Przejdźmy zatem do kolejnego, jeszcze ciekawszego kazusu…
Chodzi oczywiście o Matta Patricię, który nie jest już trenerem Detroit Lions. Nie wiem, jak wy, ale ja się cieszę. Nie lubiłem tłumaczyć jego wypowiedzi, bo były nudne, w kółko o tym samym i pan trener charyzmą i ciekawymi cytatami raczej nie ociekał. Dlatego też nie zamierzam tłumaczyć jego pomeczowego biadolenia i płaczu o tym, że nie można tracić kontroli nad piłką, bo w NFL tak się nie wygrywa meczy.
Zamiast tego zaprezentuje wam wypowiedź Pani właściciel Lions, Sheili Ford Hamp, która w sumie przeprosiła miasto Detroit za to, że reprezentuje je taka drużyna:
Wiem, że to był bardzo trudny rok dla wszystkich. Brak fanów na stadionach był bardzo trudny dla naszej drużyny. Football wyglądał w tym sezonie inaczej – inaczej go też czuliśmy. To nie zmienia jednak faktu, że gramy przede wszystkim dla was. Pragnę wam przypomnieć, że przed sezonem obiecałam, że stworzymy tu drużynę wygrywającą mecze. Zamierzam tej obietnicy dotrzymać. Dla fanów naszej drużyny i dla miasta Detroit.
Washington Football Team 41 – 16 Dallas Cowboys
Ron Rivera rozprawił się z Drużyną Ameryki, jak 13-latek rozprawiłby się z 7-latkiem – szybko i bez problemów. Chociaż prawdziwe przyciśnięcie tempa przyszło dopiero w czwartej kwarcie, to Dallas nawet nie ogarnęło, skąd nadchodzą ciosy. Prawdziwego faceta podobno poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna, no i pan Rivera i jego drużyna potwierdziła, że należy się ich… bać? Nie, to za mocne słowo – może brać na poważnie, bo bez przesady, że szanować. Ot, trochę się przyłożyć do „gry-planu” przed meczem z nimi.
To co widzicie na boisku jest tym, co my widzimy na treningach. Widzimy ten potencjał do dużych zagrywek. Wybieranie odpowiednich zawodników do zadań specjalnych, które maksymalizują ich potencjał – to jest bardzo ważne. Po to mamy tylu różnych zawodników, żeby ich wykorzystywać w tym, co mają najlepszego. Musimy się tego trzymać, jeśli nadal chcemy wygrywać.
How ‘bout them Cowboys! Ech, jest mi głupio, że jeszcze tydzień temu nie tylko pomyślałem, ale też NAPISAŁEM PUBLICZNIE, że Cowboys mogą być brani na poważnie jako drużyna futbolowa. Że wyglądali całkiem przekonująco w meczu z Minnesotą. Że były szanse na wygranie dywizji, że Cowboys jeszcze mają puls.
Jakże głupi byłem, by uwierzyć Mike’owi McCarthy’emu. To trener, który stwierdził, że próba oszukania przeciwników przez fake punt z wynikiem 10-10, będąc na własnym 20. jardzie to dobry pomysł. Okej, sama zagrywka mogła się udać – zapomnieli tylko jej rozegrać (zawodnik z piłką miał podawać do ABSOLUTNIE niekrytego skrzydłowego, a zaczął biec). No zdarza się.
Cowboys nie powinni grać już żadnego meczu w tym sezonie – Jets i Jaguars przynajmniej potrafią tankować. Dallas nie umie zrobić porządnie nawet tego. Na razie zajmują najniższą dywizję w NFC East i mam nadzieję, że tak się skończy ich sezon. I nie przedłużajcie umowy Daka – dajcie mu odejść do drużyny z jakimiś aspiracjami, a nie niespełnionymi ambicjami.
Z drugiej strony, sport to jednak tylko sport. Kilkadziesiąt minut na boisku, które nie ma za bardzo wpływu na życie nas, jako kibiców. Wkurzam się, że piszę o tak beznadziejnej drużynie, wkurzam się, że tak beznadziejna drużyna jest najbogatszą franczyzą sportową na świecie. Są jednak sytuacje ludzkie, które wstrzymują ten gniew. Zawodnicy to jednak też ludzie i sądzę, że pewnie nie chcieli wychodzić nawet na boisko ze względu na przykre okoliczności, które dotknęły Dallas. Dlatego chciałem złożyć szczere wyrazy współczucia dla całej drużyny z powodu straty ważnego członka tamtejszej rodziny, czyli trenera Markusa Paula, którego podczas pomeczowej konferencji wspomniał McCarthy:
To było kilka emocjonalnie trudnych, może nawet przytłaczających dni. Nie mam słów, by to opisać. To coś tak osobistego dla każdego z nas, zwłaszcza przy tym, jak to się stało, gdzie się stało i kiedy. Na razie tylko próbujemy się pozbierać i jakoś zacząć myśleć o przyszłości.
Miami Dolphins 20 – 3 New York Jets
Brian Flores miał głupią wpadkę w zeszłym tygodniu, której na szczęście nie popełnił w niedzielne wczesne popołudnie. Po porażce z Broncos, stery od początku spotkania przejął Ryan Fitzpatrick i doświadczony QB bez większych problemów rozkładał defensywę Jets krok po kroku, zagranie po zagraniu.
Nie przyzwyczajajcie się jednak do widoku sympatycznego brodacza na pozycji startującego rozgrywającego – tym nadal jest Tua. Pod warunkiem, że jest zdrowy:
Tak, jak będzie zdrowy, to jest naszym gościem. Nie mam bladego pojęcia, ile razy mam wam to jeszcze powtarzać. Będziecie zadawali te same pytania, to będziecie otrzymywali takie same odpowiedzi. Dzieciak ma coś z ręką i zajmujemy się tym dzień po dniu. Ale to twardy chłopak, chce być na boisku. Mamy jednak innych, którzy potrafią stanąć na wysokości zadania. Możemy gadać o nim, ale mamy też 52 innych chłopaków, którzy wyszli na boisko i zrobili swoje. To jest dla mnie najważniejsze.
Adam Gase. Adam Gase. Adam Gase. Wybaczcie, próbowałem zobaczyć, czy Gase działa jak Bloody Mary. Niestety nie – nadal jest w New Jersey i nadal zarządza New York Jets.
Pamiętacie, jak w zeszłym tygodniu go skomplementowałem i powiedziałem, że nareszcie udzielił całkiem interesującego pomeczowego wywiadu? Okazało się, że kłamał. Tak przynajmniej twierdzą nowojorscy reporterzy, którzy stwierdzili po spotkaniu, że nie widzieli, by ofensywny koordynator w ogóle się odezwał w trakcie meczu – a przecież Gase zapewniał, że to on przekazuje mu zagrania, a trener jest odpowiedzialny za playcalling przy trzecich próbach i two-minute drills.
Gase był nieco zmieszany i zaplątany. Najpierw powiedział, że ustalają pierwsze zagrywki na kilka minut przed rozpoczęciem ich ofensywnego drive’u, potem powiedział, że w przejął obowiązki w trzeciej kwarcie, bo przegrywali, więc zaczęli rozgrywać two-minute drill, żeby przyspieszyć tempa. Dodał, że „to nie jest trudne” i może tu akurat miał rację, bo faktycznie po dłuższym zastanowieniu i analizie jego słów, to w sumie nie kłamał. Jednak prasa w Nowym Jorku lubi tworzyć swoją własną rzeczywistość.
Rzeczywistość jest na pewno taka, że Gase wciąż jest głównym trenerem New York Jets:
Cóż, nasi chłopcy walczą. Codziennie próbujemy być lepsi. To jest bardzo frustrujące, bo czuję, że jesteśmy blisko – musimy mieć tylko jedno-dwa zagrania więcej. Mieliśmy już sporo takich spotkań. Wiem, że wszyscy są sfrustrowani, ale musimy znaleźć jakiś sposób na bycie lepszymi. Walczymy z dobrymi drużynami i musimy w końcu kogoś pokonać.
Nie musicie. Powiem nawet więcej – raczej na pewno nikogo nie pokonacie.
Arizona Cardinals 17 – 20 New England Patriots
Tak jak pisałem w zeszłym tygodniu – Cardinals za szybko próbowali się wcisnąć do czołówki NFL, przez co przechodzą przez… nie wiem, nazwijmy to „ząbkowaniem”. Chodzi mi o to, że jest ogromny potencjał, ale drużyna jest jeszcze za młoda i za mało doświadczona, by sprawić realne zagrożenie w wyścigu o Super Bowl.
Kylera Murraya bolał chyba brak Larry’ego Fitzgeralda (zresztą jakiego QB nie bolał by brak jednego z najlepszych skrzydłowych w historii), bo zagrał jedno ze swoich najgorszych spotkań w karierze. Pats mimo ogromnej ilości błędów dobrnęli do końca, a Kliff Kingsbury musi chyba nieco popracować nad swoją ofensywą w najbliższych tygodniach, jeżeli nadal planuje play-offy. Zwłaszcza, że konkurencja nie śpi.
New England miało dobry plan. Mieliśmy sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. Potrzebowaliśmy wykorzystać do maksimum wszystkie nasze posiadania piłki, niestety się nie udało. Jestem rozczarowany, że nie znaleźliśmy sposobu na zwycięstwo, ale takie jest NFL. Wiedzieliśmy, że to dobra drużyna, która jest pod ścianą i będzie walczyła do końca. I w końcu pod koniec spotkania im się to udało.
Bill Belichick bardzo niechętnie przyznał, że jego syn, Steve, jest teraz odpowiedzialny za defensywny play-calling, co wiedzieli już chyba wszyscy. Teraz wiemy to w miarę oficjalnie. Ogólnie trener Pats idąc w myśl „wygrana to wygrana” był zadowolony, ale bez zbędnych owacji. Nadal mają negatywny bilans, więc praca nie jest zakończona:
Pokazali sporo wytrzymałości i determinacji. Nawet czasami zagrali dobry futbol sytuacyjny. Jestem dumny z ich postawy. Wynik końcowy to w całości ich zasługa. Grali mocno, przez całe 60 minut i przede wszystkim w tych najważniejszych sytuacjach, które decydują o tym, kto wygra mecz.
Carolina Panthers 27 – 28 Minnesota Vikings
Matt Rhule i jego Panthers mieli jak najbardziej okazję wygrać mecz – gdyby nie to, że ich kopacz nie trafił, drużyna z Caroliny miałaby teraz bilans 5-6 i byłaby w dobrej pozycji do wyścigu o play-offy. Niestety tak nie było, a Rhule całą winę przyjął na siebie:
To jest nieakceptowalne dla nas, jako kadry trenerskiej. Musimy umieścić piłkę w strefie punktowej i skończyć mecz. Albo ich zatrzymać. Albo kopnąć field goal. Ale zamiast pokazywać palcami na kogoś, to zamierzam pokazać tylko kciuk na siebie. To jest jedyna prawda. Jestem rozczarowany sobą i moją kadrą trenerską.
Mike Zimmer powinien natomiast powiedzieć „ale fart”. Bo Vikings dokonali pięknego comebacku, ale koniec końców, mecz mogli przegrać. Na jego szczęście tak się nie stało, dzięki czemu to właśnie reprezentanci Minnesoty mają szanse na play-offy.
Trenera zapytano o sytuację dot. rozgrywających w Broncos i tego, jak z taką zagwozdką poradziłby sobie on:
Nie, nie rozmawialiśmy na ten temat. Gadaliśmy o tym na początku sezonu, ale prawdę mówiąc, jeżeli koleś nie trenował w tygodniu, to prawdopodobnie nie będzie zbyt dobry w meczu. Musimy być po prostu bardzo uważni i ostrożni z naszymi protokołami, nosić maski i inne takie rzeczy.
Zdradził też, że kolejnymi rozgrywającymi Vikings są Adam Thielen oraz Kyle Rudolph.
Cleveland Browns 27 – 25 Jacksonville Jaguars
Kevin Stefanski jedzie na picu? Trochę tak może to wyglądać, ale prawda jest taka, iż zespół z Cleveland prawdopodobnie w zeszłym sezonie przegrałby te bliskie spotkania. Teraz jednak mogą się cieszyć z wyniku 8-3, drugiego miejsca w dywizji i bardzo wysokich szans na play-offy (pierwsze od jakichś 300 lat).
Coach Browns doskonale zdaje sobie z tego sprawę, potwierdzając to w rozmowie z dziennikarzami:
Oczekujemy wszystkiego. Było trudniej niż przypuszczaliśmy przed meczem, ale tak też się zdarza. Na to też jesteśmy przygotowani. Graliśmy już w wielu różnych meczach. Zawsze musimy znajdować sposoby na to, by wygrywać, bo każdy mecz jest inny. To się nigdy nie zmieni.
Jaguars stracili GM-a, ale Doug Marrone może się przygotować na to, że jeszcze najbliższe kilka tygodni spędzi na Florydzie. Zarząd klubu potwierdził bowiem, że Marrone definitywnie zostanie na pozycji trenera do końca tego sezonu:
W tym momencie skupiam się nie na tym, co może się dziać poza moją drużyną, tylko na tym, żeby w końcu coś wygrać, wciąż być mentorem dla moich trenerów oraz zawodników i cały czas pracować jak najlepiej umiem.
Tennessee Titans 45 – 26 Indianapolis Colts
Jezu Chryste. Co ci Titans narobili z defensywą Colts. Mike Vrabel i jego zawodnicy (z Derrickiem Henrym na czele) przeszli przez dywizyjnych rywali, jak przez zespół futbolu z lokalnego liceum. Sam trener po konferencji bardzo dobrze wczuł się w Billa Belichicka, mówiąc krótko – czas na Cleveland:
Wracamy do domu i robimy reset. Przygotowujemy się na kolejną drużynę – taką, o której zbyt dużo nie wiemy. Browns to utalentowany zespół. Bardzo dobrze biegają z piłką i bardzo dobry w redzone po obydwóch stronach piłki. Mam nadzieję, że nasza dobra praca przez ostatnie 2 tygodnie to będzie fundament kolejnych sukcesów.
Frank Reich ma trochę większe problemy, niż porażka z Titans–punter Rigoberto Sanchez ma przejść operację usunięcia guza. Trener potwierdził, że to lekarze pozwolili na występ w meczu i liczy na to, że Sanchez szybko wróci do kondycji.
Nasi lekarze przekazali nam diagnozę w zeszłym tygodniu. Jestem bardzo szczęśliwy, że znaleźli to tak szybko. Rigoberto jest jednym z naszych ulubionych i docenianych zawodników w naszej szatni. Mógł zagrać w niedziele, ponieważ doktorzy mu na to pozwolili. Wierzę, że szybko wróci do zdrowia i na boiska.
New York Giants 19 – 17 Cincinnati Bengals
Joe Judge i jego Giants nadal walczą o play-offy – na razie ich najpoważniejszymi rywalami są Washington Football Team. Zwycięstwo było niestety okupione kontuzją Daniela Jonesa. Na szczęście trener wyjaśnił po wynikach MRI, że dzieciak nie wypadnie do końca sezonu i jeszcze go zobaczymy na boiskach NFL:
Na razie mamy niestety więcej pytań, niż odpowiedzi. Wiemy, że decyzję podejmiemy dopiero za kilka dni i zobaczymy, jak Daniel na to zareaguje. Czy będzie mógł się poruszać po boisku? Czy granie w meczu może pogorszyć jego stan? Czy będzie mógł przeżyć ten ból? Czy będzie mógł grać na swoim normalnym poziomie. Niestety tego na razie nie wiemy. Jedno jest pewne – Daniel zrobi wszystko, by wrócić na boisko.
Zac Taylor i jego Bengals chyba zakończą sezon bez kolejnych zwycięstw, bo po co mają ryzykować wypadnięcie z top 5 wyborów w drafcie?Przyszłość wydaje się być całkiem kolorowa w Cinci, więc Taylor jakoś specjalnie nie martwi się obecną sytuacją w zespole:
Nadal będziemy pracowali nad tym, w co wierzymy i będziemy robili progres. Wiem, że nadejdzie w końcu dzień, gdzie rozwalimy tę ścianę i będą na nas czekały dobre czasy. Wiem o tym. Teraz jest trudno przegrywać, ale wiem, co na nas czeka w przyszłości. Musimy o tym pamiętać i na to pracować.
Los Angeles Chargers 17 – 27 Buffalo Bills
Justin Herbert meczy sam nie wygra. Aż tak dobry jeszcze nie jest. Defensywa też może się dwoić i troić, ale przeciwko takiej ofensywie jak Bills oznacza to jedynie ograniczenie kary, a nie kompletne zneutralizowanie przeciwników. Potrzeba jeszcze dobrego play-callingu i wsparcia ze strony special teams.
Special teams jakoś dawali radę w tym spotkaniu, zawiódł natomiast play-calling. Bieg z piłką w sytuacji, gdy nie masz przerw na żądanie, a na zegarku jest kilkanaście sekund? Anthony Lynn zapewnia, że to była „miskomunikacja” i to nie jest powód, dla którego przegrali mecz. Ta sytuacja nie – ale już użycie przerwy na żądanie przed puntem pod koniec pierwszej połowy było idiotycznym posunięciem. Inaczej tego nie da się określić.
Lynn wie doskonale, że jest kolejną postacią w NFL, której pozycja jest zagrożona:
Tak jest w takiej sytuacji. Kontroluje to, co mogę kontrolować i nie przejmuje się za bardzo niczym innym. Oczywiście lubię pracę i chętnie tutaj pobędę, bo wierzę, że jestem odpowiednim człowiekiem do tej roboty i odkręcenie tego wszystkiego. Ale to nie jest moja decyzja.
Może faktycznie warto go zostawić jeszcze na przyszły rok – Herbert, Allen i Bosa nigdzie nie uciekną, zespół będzie miał wysoki pick w drafcie, a do tego cały preseason na poprawienie skuteczności i „scalenie” zespołu. Ale sam trener też musiałby popracować nad prowadzeniem drużyny.
Sean McDermott i jego drużyna nadal pokazują dobry, ofensywny futbol. Josh Allen nie wygląda już może jak kandydat na MVP, ale wciąż rozgrywa dobre spotkania, a Bills mogą być sporym problemem w play-offach.
Trenera drużyny z Nowego Jorku zapytano o sytuację z Broncos – trener wyjaśnił, że mieli specjalny protokół na taką okazję. Ich młody rozgrywający Jake Fromm od początku sezonu jest na liście kontuzjowanych, po to, by drużyna mogła go „izolować” od reszty, dzięki czemu będzie zdrowy, niezależnie od tego, co się dzieje z pozostałymi:
Czasami musisz podjąć w życiu decyzję, której nie jesteś pewny. Która nie jest łatwa. To była jedna z nich. Nie tylko odizolowaliśmy go od zespołu – to jest jeszcze dzieciak. Już miał wystarczający trud, żeby się dopasować do klimatu NFL, a teraz jeszcze nie mógł się spotykać z resztą naszej ekipy. To bardzo trudne.
Las Vegas Raiders 6 – 43 Atlanta Falcons
Panie Gruden – co tu się wydarzyło? „Co się stało się?”, cytując byłego kandydata na prezydenta. Kto to panu tak zepsuł? Raiders, którzy walczyli jak równi z równymi z Chiefs, którzy mają apetyt na play-offy i nareszcie złożyli swoją bandę zawadiaków, nagle stali się popychadłem… Falcons?
Że co? Tych Falcons, którzy są znani jako ci, co nie potrafią dowieźć zwycięstwa do końca? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Jon Gruden na swojej pomeczowej konferencji przeprosił tylko fanów, bo co innego mógł powiedzieć po takiej absurdalnej katastrofie:
Przepraszam fanów Raiders i naprawdę szacunek dla Falcons. Zagrali kawał porządnego meczu futbolu, a my tego nie zrobiliśmy. Kiedy tracisz piłkę w ofensywie 5 razy i tracisz 120 jardów w ramach kary, to nie masz żadnej szansy.
Raheem Morris natomiast szykuje mocne portfolio na to, by stać się trenerem Falcons na stałe. Pod jego wodzą zespół ma bilans 4-2, wygląda całkiem nieźle. Oczywiście na play-offy nadziei raczej nie ma, a i przyszłość franczyzy (zwłaszcza jeśli chodzi o losy Matta Ryana i Julio Jonesa) jest nieprzesądzona, to fani mogą być ciekawi przyszłości.
Morris ostatnio odpowiedział właśnie na pytania o przyszłość – czy może liczyć na prowadzenie Falcons w przyszłym sezonie? To jest na razie, a jakże, nieprzesądzone:
Jedyne co jest mi dane, to wsparcie od najwyższych poziomów organizacji, aż do najniższych poziomów organizacji. Gdzieś między tym jest grupa osób, która próbuje się nauczyć mojej zero-jedynkowej mentalności. A kiedy wiesz, że oni próbują się jej nauczyć, to wiesz też, że masz ich wsparcie, bo podążają moim śladem.
Życzymy dalszych sukcesów.
San Francisco 49ers 23 – 20 Los Angeles Rams
Ach te dywizyjne pojedynki. 49ers pokonali Rams dwa razy w ciągu tego sezonu i dzięki zwycięstwie nadal mają nikłe szanse na play-offy. Kyle Shanahan ma chyba jakąś personalną wendetę przeciwko Seanowi McVayowi, ponieważ lubi ucierać nosa swojemu młodszemu koledze po fachu.
Nawet mimo braku George’a Kittle’a i Jimmy’ego G., ofensywa 49ers nie wyglądała źle. Pomogli w tym biegacze z Raheemem Mostertem na czele, a także Deebo Samuel, który rozegrał chyba swój najlepszy mecz w tym sezonie, co zresztą potwierdził Shanahan:
Nie mogę się nachwalić Deebo Samuela dzisiaj. Niektóre z tych jego zagrywek w pierwszej połowie, ten długi bieg. Ta jego fizyczność, pokonywanie defensywy samą postawą. Piękne. Ale jemu tego nie powiem – raczej nie obsypuje naszych chłopaków komplementami. Nigdy się nie pojawiłeś, zawsze możesz być lepszy. Więc Deebo musi jeszcze sporo zrobić.
Sean McVay nie bał się natomiast mocno skrytykować swojego rozgrywającego, Jareda Goffa. Chociaż zawodnik rozgrywa całkiem niezły sezon, to dwa ostatnie spotkania były dla niego trudne. W pojedynku z Bucs przez większość meczu był praktycznie bezbłędny, po czym nagle… oddał piłkę przeciwnikom dwa razy.
Pojedynek z 49ers był pod tym względem jeszcze gorszy, bo Goff popełnił naprawdę sporo błędów. Dlatego też McVay nie szczędził słów krytyki swojemu QB1:
Nasz rozgrywający musi poprawić swoją grę z piłką i nie dopuszczać do takich błędów. Jared wie, że go wspieram. Wie, że nasi trenerzy, nasi pracownicy i nasi zawodnicy zrobią wszystko, by poprawić błędy i następnym razem być przygotowanym na wszystko. Wierzę, że jest tak ułożony, że sobie z tym poradzi i również pójdzie do przodu.
New Orleans Saints 31 – 3 Denver Broncos
Nie będę się znęcał nad nikim w tym przypadku. SeanPayton opowiedział na przykład o tym, że dzięki temu zwycięstwu drużyna z Nowego Orleanu zdołała mieć czwarty z rzędu sezon, w którym wygrali ponad połowę spotkań.
To spore osiągnięcie w tak trudnej lidze jak NFL, co tylko pokazuje jak dobrą pracę wykonują trenerzy i włodarze z Saints. Payton nie jest jednak specjalnie podekscytowany taką perspektywą:
Jest wiele rzeczy, na które możesz spojrzeć i być podekscytowanym. Ale patrzysz na tą statystykę i jeżeli się tym cieszysz, to jakbyś pochodził z historycznie słabej drużyny. Taka jest prawda. Cieszę się, że nam się to udało, ale oczywiście mamy całkiem spore aspiracje w porównaniu do tego, że mieliśmy „zwycięski” sezon. Więc raczej na to patrzę w ten sposób.
Vic Fangio zapowiedział natomiast, że po absolutnej katastrofie z rozgrywającymi, zespół nadal może wyciągnąć konsekwencje z zachowania swoich zawodników za to, że korona wirusem zarazili się wszyscy QB:
Musimy jeszcze raz przemyśleć całą sytuację, zobaczyć, co powie liga i jeśli nic, to pewnie sami coś zrobimy. Na razie myślimy nad wszystkim, ale myślę, że skończy się na karach finansowych. Jeśli panowie we wtorek będą mieli wyniki negatywne, to będą mogli do nas dołączyć. Na razie musimy przestrzegać protokołów i wszystko będzie okej.
Kansas City Chiefs 27 – 24 Tampa Bay Buccaneers
Ten mecz nie powinien mieć takiego wyniku. Chiefs od samego początku kontrolowali przebieg spotkania imożna było odnieść wrażenie, że Hill i Mahomes pobiją wszelkie rekordy NFL jeśli chodzi o zdobywanie jardów oraz przyłożeń. Jednak po zdobyciu 27 punktów postanowili po prostu odpuścić, wierząc, że defensywa przytrzyma ataki Bucs.
Strategia się opłaciła, Chiefs mecz wygrali, a Andy Reid był po spotkaniu całkiem zadowolony.
Moim zdaniem defensywa wykonała kawał porządnej pracy. Zwłaszcza w drugiej połowie – dwa przechwyty i oddanie piłki naszej ofensywie. Szkoda, że w drugiej połowie nam nie poszło tak dobrze, jak na początku. Ale to był dobry mecz.
Bruce Arians nadal bije Toma Brady’ego. Jak sam twierdzi, to nie jest krytyka, tylko szczerość. Brady również bagatelizuje całą sprawę, mówiąc prosto, że bardzo lubi grać w Tampie z obecną kadrą szkoleniową i gwiazdorską obsadą, której jest szefem.
Tom Brady sam wybiera swoje zagrywki. W trakcie meczu, przed startem zagrywki, na treningach. Tańczymy tak, jak on nam zagra.
Być może Brady powinien oddać Ariansowi trochę roli lidera i pozwolić mu na to, żeby mógł wykonywać swoją pracę poprawnie? Cholera wie. Bucs mają prostą przeprawę do końca sezonu, więc spokojnie załapią się do play-offów. A te, jak wiemy, są jedną wielką niewiadomą.
Chicago Bears 25 – 41 Green Bay Packers
Matt Nagy był wściekły po spotkaniu z Packers. Bears zaczęli sezon z bilansem 5-1, co oznacza, że przegrali 5 starć z rzędu. Na konferencji pomeczowej wylał swoje żale wobec każdej osoby w organizacji z Chicago:
Wiem tyle – lepiej żebyśmy się obudzili. Każdy trener, każdy zawodnik. Lepiej się obudźcie i ogarnijcie, bo musicie sobie uświadomić, gdzie jesteśmy. Miejcie trochę szacunku do siebie. Trochę samoświadomości i poczucia ognia pod tyłkami. Wiecie, gdzie jesteśmy. Musimy znaleźć sposób na to, by wygrywać mecze i to jest moje polecenie do każdej osoby w tym budynku na ten tydzień.
Matt LaFleur jest natomiast pod ogromnym wrażeniem swojego rozgrywającego, Aarona Rodgersa. QB rozegrał kolejne świetne spotkanie przeciwko Bears, co tylko zwiększyło jego szansę na zdobycie statuetki MVP za ten sezon regularny:
Nigdy nie widziałem lepszego zawodnika. Jego umiejętność i wyczucie tego, że po prostu wychodzi i sprawia, że zawsze mamy szanse. Nawet jak wybiorę słabą zagrywkę, to sprawia, że wyglądamy kozacko. To jego zasługa. Moim zdaniem to jest MVP. Nie mam wątpliwości. I nie chciałbym mieć innego rozgrywającego w naszej drużynie.
Seattle Seahawks 23 – 17 Philadelphia Eagles
Pete Carroll jest szczęśliwy. Nie tylko dlatego, że wygrali mecz przeciwko Eagles (którym powinni spuścić takie manto, że Wentz i Pederson następnego dnia nie wiedzieliby jak się nazywają), ale przede wszystkim dlatego, że mieli dzień wolny wcześniej.
Carroll na pomeczowej konferencji przyznał się też bez bicia, że nieudane zagrywki podczas czwartych prób to była jego wina:
To byłem ja. To moja wina. To ja wszystko schrzaniłem.
Doug Pederson powinien zacząć kombinować w tym sezonie. Zrobić cokolwiek. Jego drużyna wygląda wstrętnie i obecnie jest za Washington i Giants w NFC East. Może warto wrzucić do składu Jalena Hurtsa, którego Eagles wydraftowali w drugiej rundzie tegorocznego draftu:
Niekoniecznie. Plan zawsze był taki, że używamy go, gdy jest taka potrzeba. Nie mieliśmy w tym meczu zbyt dużo okazji do tego. Za dużo sytuacji 3-and-out. Chyba nie zdobyliśmy pierwszej próby do drugiej kwarty. Nie potrafiliśmy sobie poradzić w tym meczu. Nie pasował nam do rozgrywki na początku meczu, więc nie używaliśmy go zbyt często.
Baltimore Ravens 14 – 19 Pittsburgh Steelers
Oj słabo coś ostatnio idzie trenerowi Johnowi Harbaugh i jego Ravens. Drużyna z Baltimore traci już dwa mecze względem Browns, a problemy koronawirusowe mogą pokrzyżować play-offowe plany Ravens.
Mecz był zacięty, to bez dwóch zdań. Był brzydki, nie obfitował w piękny futbol. Z drugiej strony tego mogliśmy się spodziewać po Ravens w okrojonym składzie. John Harbaugh nie miał jednak nic do zarzucenia ani sobie, ani lidze, jeśli chodzi o reakcję na sytuację w Baltimore:
Mam wrażenie, że liga zrobiła, co mogła. My zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić. Naprawdę się staraliśmy – i my, i oni. Nie udało nam się utrzymać 100% skuteczności. Nikt nie był w stanie. Nawet liga. Nie możesz mieć takich statystyk przeciwko tej rzeczy. Ale wierzę, że nasza odpowiedź, nasz wysiłek, był perfekcyjny w tej sytuacji.
Mike Tomlin był natomiast po meczu wściekły. Z jednej strony to trochę dziwne, bo Steelers w końcu wygrali i mają perfekcyjny bilans 11-0, a z drugiej nie wyglądali przekonująco przeciwko mocno osłabionym Ravens.
Oczywiście – to był mecz z rywalem dywizyjnym, trudne warunki, bardzo nietypowy czas rozgrywania spotkania, itp. Ale Tomlin już wcześniej zapowiadał (po incydencie z Titans), że jego drużyna nie zamierza szukać wymówek – jego zdaniem zagrali słaby mecz i tyle, niezależnie od przyczyn zewnętrznych.
To wyglądało, jakbyśmy grali w pierwszej klasie liceum. We wszystkich 3 fazach. Nie potrafiliśmy biegać z piłką, za często upuszczaliśmy bardzo proste podania, nasze special teamy nie pokazały niczego specjalnego. Nasze krycie podczas kopnięcia początkowego były słabe. Oddaliśmy im piłkę. Daliśmy im zdobywać punkty w kluczowych momentach meczu. Nie możemy tak grać.
I tak zakończył się tydzień 12 w NFL (w sumie prawie dosłownie tydzień, bo mecze były od czwartku do środy). Wchodzimy do fazy rozstrzygającej sezon regularny, więc powinniśmy oczekiwać smakowitych kąsków od trenerów w nadchodzących tygodniach. A ja będę grzecznie czekał, by wam je zaserwować. Do następnego.
Tekst i tłumaczenia opracował Kamil Kacperski.
Źródło zdjęcia w leadzie: steelers. com
Categories
AKTUALNOŚCI, NFL, NFL, Wpisy