Cardinals na Kliffie
W 2018 roku Arizona Cardinals wygrali zaledwie 3 z 16 spotkań, co było najsłabszym wynikiem w całej NFL. Atak nie istniał, a obrona po zmianie systemu z 3-4 na 4-3 też nie funkcjonowała tak dobrze jak w poprzednich latach. Czy zrobiono wszystko, by ten stan się nie powtórzył?
Już w trakcie sezonu Cardinals zwolnili koordynatora ofensywy Mike’a McCoy’a, a po sezonie jego los podzielił (po zaledwie roku pracy) główny trener Steve Wilks. Nowym szkoleniowcem został uczelniany specjalista od ofensywy Kliff Kingsburry. Po małym przewrocie w 2018 roku klub czeka więc jeszcze większa rewolucja.
Cardinals są największą zagadką nadchodzącego sezonu. Nie mają kim i czym zaskoczyć rywali. Pierwsze wątpliwości budzi już osoba trenera. Bilans Kliffa nie powala, 35-40 przez 6 lat pracy w Texas Tech, w tym tylko dwa sezony z pozytywnym rekordem, to nie jest powód do dumy. Owszem, jego ofensywa bywała regularnie w TOP 25 NCAA, ale defensywa plasowała się zazwyczaj pod koniec pierwszej setki (najwyżej 87. miejsce) lub nawet w drugiej. Być może jego uczelniane pomysły wypalą w NFL, jednak pamiętam losy Chipa Kelly’ego, który wprowadzał do NFL „no huddle”. Co to dało? Dwa niezłe lata w Eagles, potem kolejny sezon zakończony zwolnieniem i następny katastrofą w San Francisco.
System „Air Raid” może w NFL się sprawdzić, ale… przechodzimy do drugiej wątpliwości, czyli ofensywy Cardinals. Nowym rozgrywającym będzie gwiazda ostatniego sezonu, wybrany w drafcie z #1 Kyler Murray z Oklahomy. Ale „jedynka” nie jest gwarancją, że w NFL będzie solidnym fundamentem. Niejeden rozgrywający z NCAA nie sprawdził się w lidze zawodowej. Z jednej strony Murray, ze względu na swoje umiejętności biegowe, może stać się zawodnikiem klasy Russella Wilsona. Z drugiej, rozczarowaniem w stylu Roberta Griffina (chociaż tutaj trzeba przyznać, że do czasu kontuzji prezentował się „przyszłościowo”), Blaine’a Gabberta i całej masy dual-threat QB. Nie będzie mu pomagać linia ofensywna. Owszem personalnie Cardinals to ciekawa ekipa (DJ Humphries-Justin Pugh-AQ Shipley-JR Sweezy-Marcus Gilbert) i nie wygląda aż tak tragicznie, jednak ostatnim zawodnikiem z tego zestawu, który rozegrał pełny sezon (i to w 2017 roku) jest AQ Shipley (2018 opuścił z powodu zerwania więzadeł krzyżowych). Prawdopodobieństwo, że w okolicy ósmego tygodnia rozgrywek przed Murray’em (o ile przeżyje tak długo) zagra zupełnie inna piątka (a przynajmniej czterech rezerwowych) jest stosunkowo duże. Oczywiście można tego próbować uniknąć grając szybkie, krótkie podania, a po nim bieg… ale to już przerabialiśmy w 2018 roku.
Nieco lepiej wygląda sytuacja wśród odbierających. Wciąż w składzie jest żywa legenda Cardinals Larry Fitzgerald, który niejednego quarterbacka w swojej karierze już ratował (Murray będzie 21. rozgrywającym, który będzie obsługiwał Fitza), jest w rosterze obiecujący Christian Kirk, jest człowiek zagadka Michael Crabtree (stawiam na wielki zawód i zwolnienie w trakcie sezonu), poza tym grupa młodych skrzydłowych (debiutanci Andy Isabella, KeeSean Johnson, Hakeem Butler i niedoceniany drugoroczniak Trent Sherfield) oraz odrzuty z innych klubów (Pharaoh Cooper, Damiere Byrd). TE w „Air Raid” nie są zbyt często wykorzystywani, więc przemilczę kwestię tej kiepsko obsadzonej pozycji.
Bez wątpienia najlepiej obsadzoną formacją ofensywną są biegacze. David Johnson wciąż pamięta świetny sezon 2016 (ja już trochę mniej), w którym był bliski zdobycia ponad 1000 jardów zarówno górą jak i dołem. Zawodnik liczy na przekroczenie tych barier w nadchodzącym sezonie. Nie będzie jednak to łatwe, bo na jego drodze staną przynajmniej dwie przeszkody – wspominana wyżej kiepska linia ofensywna oraz system (w „Air Raid” gra się mało akcji biegowych, nie licząc oczywiście scrambli, do których rozgrywający Cardinals będą prędzej czy później zmuszeni). Wsparciem dla Johnsona będzie Chase Edmonds, który pokazał kilka ciekawych akcji w 2018 roku. Obaj RB dobrze radzą sobie też z łapaniem podań, zwłaszcza Johnson, który na uczelni grał dwa lata jako skrzydłowy.
Przechodzimy na drugą stronę boiska. Defensywa Cardinals od 2011 roku, jeśli nie należała do czołówki , to przynajmniej mieściła się w górnej części. Rok temu przytrafił się jednak znaczący spadek formy, spowodowany zarówno zmianą systemu (mniej), jak i beznadziejną ofensywą (bardziej). A w tym roku spodziewam się dalszego regresu. Mniejsze lub większe problemy ma każda formacja. Nowy koordynator Vance Joseph jest dobrym specjalistą, ale mam wątpliwości, czy z tego materiału stworzy tutaj dzieło. Szczególnie, że czasu na poprawę „niedociągnięć” miał niewiele.
Najgorzej wygląda pierwsza linia. Corey Peters i Rodney Gunter to ciekawi i trochę niedoceniani rzemieślnicy, Zach Allen to obiecujący debiutant – i to wszystko w kwestii solidnych zawodników. Widać tutaj całkowity brak głębi (miał tu być jeszcze m.in. Darius Phillon, ale został zwolniony po informacji, że został aresztowany za napad z bronią w ręku), a przecież w systemie 3-4 trzeba mieć przynajmniej 5 niezłych DL (nawet jeśli drużyna 90% snapów zagra formacją nickel). Nadzieją jest to, że Cardinals najprawdopodobniej wzmocnią formację zwolnionymi zawodnikami z innych klubów po ostatecznych cięciach. Ale czy będą to znaczące uzupełnienia wydaje się wątpliwe.
Pass rush wygląda odrobinę lepiej, głównie za sprawą Chandlera Jonesa. Zawodnik ten przez trzy lata w Cardinals zaliczył 41 sacków. Poza tym jest stary (i oby jeszcze jary) Terrell Suggs – jeśli 36-latek utrzyma formę z ostatnich lat (jak na razie udawało mu się oszukać czas) to kibice Cardinals na pass rush nie powinni narzekać. Rezerwowi Cassius Marsh i Brooks Reid również powinni dołożyć swoje jako zadaniowcy.
Niewiadomą są linebackerzy, ale jeśli dopisze im zdrowie, to mogą być solidną formacją. Należy jednak pamiętać, że np. Jordan Hicks ostatni pełny sezon zagrał w 2016 roku. Z kolei Haason Reddick nie dość, że uczy się kolejnego systemu, to doznał kontuzji i nie jest jasne, kiedy wróci na boisko. W odwodzie pozostają grający do tej pory w special teams Dennis Gardeck oraz konwertowany safety – także grający tylko w special teams – Ezekiel Turner.
Natomiast jeszcze do niedawna wydawało się, że formacja defensive backów będzie najpewniejszą. Cardinals podpisali kontrakt z solidnym CB Robertem Alfordem. Miał być świetnym uzupełnieniem dla Patricka Petersona. Ale pojawiły się też tutaj poważne schody. Peterson został zawieszony za używanie niedozwolonych substancji na sześć spotkań, Alford zdążył doznać kontuzji i prawdopodobnie wróci w połowie sezonu. W tej sytuacji na początku sezonu za krycie receiverów będą odpowiedzialni – najwyżej przeciętny – Tremaine Brock oraz Byron Murphy (debiutant z drugiej rundy). Za to o miejsce na slocie powalczy stado anonimowych graczy i beznadziejny Brandon „grajcie na niego, bo jest cienki” Williams. Na szczęście obaj safety DJ Swearinger i Budda Baker prezentują wysokie umiejętności i – odpukać – są zdrowi.
Najprościej rzecz ujmując, żeby Cardinals nie szorowali dna, zdrowa musi pozostać linia ofensywna oraz wypalić musiałaby – co najmniej – połowa debiutantów (w tym Kyler Murray) oraz kilku zawodników bez większego doświadczenia. Ja w cuda owszem wierzę, ale na nie nie liczę. Czeka mnie (i kibiców Cardinals) ciężki sezon. Zwycięstwa z Lions, Bengals (z nimi jeszcze Cardinals mierzą się bez Petersona), Giants i może jeden mecz z 49ers to maksimum. Cztery zwycięstwa i wybór w top 3 draftu, wszystko ponad będzie sukcesem.
Autor: Artur Ostański
Categories