GameDay: Bill vs Sean – zmiana warty? (tekst z archiwum)

Super Bowl to zawsze mecz wielu historii, ciekawostek i dodatkowych smaczków. W tym roku nie jest inaczej. Jednym z nich jest starcie trenerów New England Patriots i Los Angeles Rams: żyjącej legendy – Billa Belichicka (z prawej) i nowej trenerskiej gwiazdy ligi – Seana McVaya.
Chyba nie ma bardziej klasycznej sportowej historii – wielokrotny mistrz, legenda, na którą inni patrzą z podziwem kontra młody, wciąż niedoświadczony, ale niezwykle utalentowany kandydat do zajęcia jego miejsca. W dodatku jeden jest dwa razy starszy od drugiego. I to dosłownie, bowiem Belichick ma 66 lat przy 33 latach McVaya. Co ich łączy? Wielka wiedza i umiejętności. Co ich dzieli? W zasadzie wszystko inne. Kto wyjdzie zwycięsko z tego starcia? Czy dynastia odejdzie w cień?
G.O.A.T
Fani Patriots lubią mówić o swoich zawodnikach czy trenerach jako o najlepszych w historii. I mają do tego podstawy. Chodzi głównie o Belichicka i Toma Brady’ego, a także w mniejszym stopniu Roba Gronkowskiego czy, tu w jeszcze mniejszym stopniu ze względu na posadę, Dante Scarnecchię. Po drugiej stronie są fani innych zespołów, z reguły niechętni dynastii Patriots, twierdząc, że jest zupełnie inaczej. I… także mają do tego podstawy. Jednak znaczący jest fakt, że przy Belichicku pojawia się najmniej wątpliwości i dyskusji. Przy Bradym jest bardzo wiele niezbyt kulturalnych dyskusji na temat jego wyższości (lub nie) nad Peytonem Manningiem, Joe Montaną, Drew Breesem czy Aaronem Rodgersem. Przy Gronkowskim pojawia się Tony Gonzalez i wątpliwości co do zdrowia Gronka. A przy Belichicku? Pojawiają się głosy sprzeciwu, jednak wydają się one bardziej przekorne, niż faktycznie opisujące opinię autorów. I nic dziwnego. W końcu to grubo ponad 40 lat znakomitej trenerskiej kariery.
Zaczęło się w 1975 roku w Baltimore Colts, potem szybko przyszły oferty pracy w Detroit Lions i Denver Broncos. Co ciekawe, znany dziś z bycia defensywnym guru Belichick zaczynał m.in. jako trener skrzydłowych i tight endów. Dopiero w Broncos zaczął kierować się w stronę defensywną. W 1979 roku trafił do drużyny New York Giants, która miała się okazać miejscem jego pierwszych, dużych sukcesów. Jeszcze nie jako head coach, ale jako koordynator defensywy w drużynie Billa Parcellsa zdobył swoje dwa pierwsze pierścienie mistrzowskie w 1986 i 1990, a jego świetny plan obronny przeciwko Buffalo Bills w Super Bowl XXV przeszedł do historii futbolu (Bills jako zdecydowani faworyci zdobyli tylko 19 punktów). Po tym właśnie meczu Belichick odszedł z Giants, by zostać trenerem Cleveland Browns. Tam nie szło mu najlepiej, w ciągu 5 sezonów tylko raz doprowadził drużynę do playoffów i odniósł tam jedno zwycięstwo przeciwko… New England Patriots. Po pięciu sezonach w Cleveland powrócił do bycia asystentem swojego mentora, Billa Parcellsa, z którym spędził następne lata w Patriots i New York Jets. W tej drugiej drużynie miał być jego następcą, jednak po jednym dniu bycia głównym trenerem zrezygnował, by przejąć funkcję trenera (ale też de facto generalnego menadżera) w Patriots (gdzieś ostatnio była podobna historia, Josh McDaniels? Indianapolis Colts?). Reszta jest historią.
5 mistrzowskich pierścieni, 3 razy nagroda dla trenera roku, perfekcyjny sezon regularny w 2007 roku i wiele indywidualnych trenerskich sukcesów z poszczególnymi zawodnikami. Największy? Oczywiście Tom Brady. Wybór z szóstej rundy draftu, który do dziś śni się po nocach przedstawicielom 31 pozostałych drużyn. Jednak poza tym oczywistym przykładem Belichick słynie z tworzenia kolektywu ze swojej drużyny, która często mimo braku lub niedoboru wielkich gwiazd (np. w obronie) gra znakomity taktycznie futbol. Drużyny Belichicka składają się często z niechcianych, jednowymiarowych weteranów (oczywiście nie w całości), z których tylko Belichick potrafi wyciągnąć dużą jakość dla zespołu. Widać to chociażby po tym sezonie. Bardzo duże problemy na początku ze względu na braki personalne, jednak w miarę upływu czasu Patriots byli coraz lepsi. Z prostej przyczyny – Belichick z każdym kolejnym meczem i treningiem wyciągał ze swoich zawodników to, co najlepsze. Aktualnie wartościowym rotacyjnie graczem jest John Simon, niechciany i zwolniony z Colts w trakcie sezonu. Coraz lepiej gra Elandon Roberts, linebacker, który jeszcze niedawno był synonimem głupich błędów w obronie Patriots. Nie wspominam już nawet o Kyle’u Van Noyu, który z draftowego niewypału Detroit Lions (2 runda w 2014, oddany raptem dwa lata później do Patriots w zasadzie za darmo) stał się niemal liderem defensywy ekipy z Bostonu. A są też ofensywni zawodnicy, by wspomnieć chociażby klasyczne przypadki Juliana Edelmana czy tegoroczne, Phillipa Dorsetta czy Cordarelle’a Pattersona, którzy z draftowych niewypałów zamienili się w istotne punkty ataku Patriots.
Mówiąc w skrócie – Belichick jest ostatnim trenerem, na którego chce się trafić w Super Bowl. Można być pewnym, że będzie miał znakomity plan, który potem będzie dostosowywał do wydarzeń na boisku. W dodatku jest już luty, więc jego zawodnicy są już zgranym i świetnie ustawionym kolektywem. A co więcej, wykorzysta każdy najmniejszy szczegół i naciągnie każdą regułę do granic możliwości, boiskową czy pozaboiskową, byle jego drużyna na tym zyskała. Brzmi jak niepokonany tytan? Jak wielki Thanos z uniwersum filmowego Marvela? Być może. Rzecz w tym, że nawet Thanosa da się pokonać.
Nowa nadzieja
I wie o tym na pewno Sean McVay. 33-letni trener, który swoją trenerską karierę zaczął bardzo wcześnie. Szybko zrozumiał, że nie będzie z niego zbyt dobrego zawodnika (był skrzydłowym, w liceum zdarzyło mu się nawet zagrać przeciwko… rozgrywającemu wtedy w Penn State Julianowi Edelmanowi) i już w wieku 22 lat trafił do sztabu Tampa Bay Buccaneers (gdzie head cochem był Jon Gruden, który prawdpodobnie teraz oddałby wszystko, byleby zamienić się z McVayem), z których poprzez Florida Huskers z nieistniejącej już ligi UFL trafił do Washington Redskins. Tam pod opieką Kyle’a Shanahana, a potem Jaya Grudena trenował tight endów, by potem zostać koordynatorem ofensywy. I to nie byle jakim. McVay odmienił atak Redskins (z Kirkiem Cousinsem jako QB), który już po roku znacząco poprawił się w rankingach. Po trzech takich świetnych (szczególnie jak na potencjał kadrowy) sezonach Los Angeles Rams stwierdzili, że mają już dość Jeffa Fishera, który w poprzednich sezonach miał w drużynie m.in. Jareda Goffa, Nicka Folesa, Case’a Keenuma i Sama Bradforda, a mimo to nie potrafił wycisnąć z czterech potencjalnych starterów pół dobrego meczu i zaryzykowali stawiając na zaledwie 31-letniego McVaya.
Ryzyko opłaciło się całkowicie. Już w pierwszym sezonie McVay odmienił Rams, którzy z bilansu 4-12 przeszli do 11-5 i awansowali do playoffów. Tam przegrali z Atlantą Falcons, ale to wystarczyło, by McVay (całkowicie zasłużenie) został wybrany trenerem roku. Co takiego zrobił? Przede wszystkim jego genialny ofensywny umysł otworzył i rozwinął Jareda Goffa i Todda Gurleya. Do tego stopnia, że aktualnie nie wiadomo, jak wiele zasługi w bardzo dobrym ataku Rams ma McVay, a ile jego zawodnicy. Udział trenera jest tu bowiem bardzo znaczący. Kiedy ekipie z LA popsuła się łączność na początku meczu z New Orleans Saints, pojawiły się żarty, że słaby start Goff zaliczył ze względu na brak McVaya „na słuchawkach” i to tak jakby grać w gry wideo z odłączonym kontrolerem.
Po tym pierwszym, zakończonym na Falcons sezonie władze Rams postanowiły iść na całość, póki mają rozgrywającego na debiutanckim kontrakcie. Bardzo duże podwyżki dostali Aaron Donald (który jako najlepszy obrońca ligi jest na pewno całkiem niezłym dodatkiem do ataku McVaya) i Todd Gurley, ściągnięci zostali m.in. Brandin Cooks, Ndamukong Suh, Aqib Talib, Marcus Peters czy Dante Fowler Jr. Kiedy w przyszłym roku będzie się kończył kontrakt Jareda Goffa, Rams oczywiście go przedłużą. A to oznacza, że nie uda się utrzymać wszystkich tych gwiazd w drużynie – po prostu nie starczy na to pieniędzy. Był to niejako sygnał dla McVaya – dostajesz bardzo mocny skład, ale masz go maksymalnie na dwa sezony, potem może być trudniej, więc korzystaj. Co zrobił McVay? Jest w Super Bowl już w pierwszym z nich.
Powiedzieć, że w NFL zapanowała moda na McVaya to nic nie powiedzieć. W środowisku futbolowym panuje już dość powszechny żart, że jeśli znasz McVaya, to prawdopodobnie któraś z drużyn zaraz do ciebie zadzwoni w sprawie pracy. Np. jego były koordynator, Matt LaFleur, został head coachem Green Bay Packers. Trafił tam z Tennessee Titans, do których odszedł z Rams rok temu. Kim McVay zastąpił swojego ofensywnego koordynatora? Nikim, w końcu to on sam jest ofensywnym mózgiem tego zespołu. Co ciekawe, defensywny guru Belichick… nie ma defensywnego koordynatora po odejściu Matta Patricii. Choć to podobieństwo jest nie do końca dokładne, bo w Rams to McVay wywołuje zagrywki. W Patriots, mimo braku oficjalnego tytułu koordynatora, robi to Brian Flores, trener linebackerów, a także przyszły head coach Miami Dolphins.
A więc podsumowując nieco obie te sylwetki – kto? Doświadczony i wyrachowany rutyniarz czy młodość, fantazja i głowa pełna ofensywnych pomysłów? Najpiękniejsza w tym pytaniu jest odpowiedź – nie wiadomo. A to znaczy, że obejrzymy znakomity i emocjonujący mecz, w którym obaj trenerzy na pewno pokażą swój wielki kunszt. A kto wygra? Lepszy.
Źródło zdjęcia: tampabay.com