Najlepsze wypowiedzi trenerów NFL po week 5 – część pierwsza

Strzelaniny, świetne zagrania, ale też nudy i kompletny brak kreatywności – w takich okolicznościach mijał nam kolejny tydzień NFL 2021. Zobaczmy, co ciekawego do powiedzenia mieli współsprawcy takiego stanu rzeczy, czyli trenerzy z National Football League. Tekst Kamil Kacperski.
Los Angeles Rams 26 – 17 Seattle Seahawks
Zaczynamy z wysokiego C, czyli czwartkowego pojedynku między dywizyjnymi rywalami z NFC West. Rams pojechali na północ do Seahawks i potwierdzili nam, że (przynajmniej na początku sezonu), to właśnie oni wraz z Cardinals będą rozdawali karty nie tylko w zachodniej dywizji, ale ogólnie w całej konferencji NFC.
Nie był to jednak łatwy mecz, a gdyby nie kontuzja Russella Wilsona, to mogłoby dojść do naprawdę napiętej końcówki. Na szczęście dla Rams, w ciągu kilku najbliższych tygodni zmierzą się z Giants, Lions i Vikings, którzy na razie nie imponują swoją postawą. Sean McVay przypomina jednak, że jesteśmy w NFL, a nie w polskiej Ekstraklasie i tutaj łatwych meczów już nie ma:
Chociaż ich bilanse są takie, a nie inne, to są pewne powody, dla których co tydzień masz mecze podsumowane słowami: „Nie wierzę, że to się stało”. To dlatego ludzie tracą naprawdę duże pieniądze obstawiając w NFL. Musisz być gotowy. Powtarzam to naszej drużynie cały czas – nie wygrywa ta drużyna, która jest lepsza, tylko ta, która zagra lepiej przez te 3 godziny. Tak było, jest i będzie.
Seahawks na początku sezonu wykopali sobie sporą dziurę względem rywali z NFC West. Chociaż na panikę jest jeszcze za wcześnie, to powodów do obaw jest sporo, a najgorsze jest to, że na razie nie widać w Seattle żadnej poprawy.
Swojego rozczarowania zespołem nie krył Pete Carroll, który w zeszłym tygodniu uspokajał nas, że to nie jest ich pierwsze rodeo, a w jego drużynie jest wielu weteranów, wiedzących jak się wygrywa w tej lidze. Ci jednak swojej roli nie spełnili, a trener nie bał się skrytykować i wytknąć błędów tym, którzy najbardziej na to (jego zdaniem) zasłużyli:
Rozczarowało mnie, że nie stajemy się lepsi. Jeśli pokażesz jakieś słabe strony, to każdy następny rywal ci je wypunktuje, więc trzeba wszystko na bieżąco naprawiać. Te same błędy powtarzamy od kilku spotkań i nie widzę żadnej poprawy. Nie mamy żadnego rytmu, raz gramy dobrze, raz średnio, a to nie jest coś, czego chcemy. Ta drużyna ma potencjał, który widzimy, ale coś nadal nie gra. Zwłaszcza w defensywie musimy postawić na równą grę.
New York Jets 20 – 27 Atlanta Falcons
Pojedynek dwóch rookie head coachy wygrał tym razem Arthur Smith z Falcons, ale Bob Saleh nie powinien sobie wyrywać włosów z głowy (tak, wiem, że jest łysy. To taki żarcik – przyp. red.) – jego drużyna nie wyglądała w londyńskim pojedynku aż tak tragicznie.
Owszem, Zach Wilson kolejny raz został przechwycony i nie rzucił przyłożenia, owszem, znowu przegrali, ale są pozytywne strony – przynajmniej teraz wiemy, że drużyna Saleha walczy do końca i potrafi w miarę regularnie zdobywać punkty. Jeżeli Jets skupią się na zdobywaniu punktów od początku spotkania, to może nawet uda im się zanotować kilka zwycięstw w tym sezonie, na co liczy trener nowojorskiej franczyzy:
Musi być lepiej. Zamierzam przepracować cały najbliższy bye-week, żeby znaleźć cokolwiek, co może nam pomóc. Oglądać mecze, patrzeć na nasze decyzje w trakcie spotkań, przejrzeć kluczowe założenia i sprawdzić jeszcze raz, czy w ogóle je wypełniany. Mam na to cały tydzień i musimy coś znaleźć, bo krótko mówiąc, nasza drużyna musi grać lepiej.
Brawo Falcons, wygraliście ze słabiutkimi Jets! Arthur Smith musi się nie posiadać ze szczęścia, wygrał już więcej spotkań, niż większość rookie trenerów w NFL w tym sezonie (ustępuje miejsca tylko Brandonowi Staley’emu, o którym pogadamy sobie jutro).
Tak naprawdę to nie jest zbyt szczęśliwy, bo jego drużyna nadal ma minusowy bilans w tym sezonie, ale przynajmniej daje jeszcze oznaki życia – zwłaszcza Kyle Pitts, generacyjny talent, który w Londynie zanotował swoje pierwsze przyłożenie w karierze i „uzbierał” również ponad 100 jardów w odbiorach piłki. To jest jednak za mało, by zadowolić Smitha:
Nie zamierzam prowadzić drużyny, która boi się grać w piłkę. Byłem na siebie wściekły w zeszłym tygodniu. Wiem, że popełnię mnóstwo błędów, ale staram się jak mogę, żeby ich nie powtarzać. Dlatego właśnie byliśmy dzisiaj odważni. Będziemy agresywni, kiedy będzie taka potrzeba, będziemy walczyli do samego końca. Dzisiaj nie dopuściliśmy do żadnego sacku. To jest to, co chcę widzieć. Chcę, żeby moi zawodnicy pokazywali inicjatywę i wyrywali się do gry.
Detroit Lions 17 – 19 Minnesota Vikings
„Biednemu zawsze wiatr w oczy i wiadomo co, wiadomo gdzie” – tak można krótko podsumować dolę Lions w tym sezonie. Ta drużyna jest przeklęta. Dosłownie. Nie ma na to innego wytłumaczenia.
W niej nic nie działa, a nawet jak powoli zaczyna dawać oznaki życia, to zaraz dzieje się coś, co wyrywa jej serce i rzuca w otchłań. Fani Lions są już chyba bezdusznymi muszlami po ludziach, skoro nawet taki kozak jak Dan Campbell nie wytrzymał i zwyczajnie popłakał się na pomeczowej konferencji, mówiąc o tym, jak bardzo źle się czuje z tym, że jego drużyna przegrała po raz kolejny:
Kiedy widzisz, że twoi zawodnicy dają z siebie wszystko, a i tak przegrywasz, to jest bardzo ciężkie. Nie chcesz, żeby cierpieli z tego powodu, to nie powinien być ich los. Ale wiem, że to nam później pomoże. Oczywiście brawa dla Minnesoty. Ale popełniliśmy jeden błąd, który nie pozwolił nam wygrać. Dlatego na to nie zasłużyliśmy. Ale cholera, jestem z nich dumny. Kocham ich postawę i to, że walczą do samego końca.
A jak na zwycięstwo Vikings zareagowali fani drużyny z Minnesoty? Żądaniem zwolnienia trenera Mike’a Zimmera. I o ile całkiem rozumiem ich prośby, bo pisanie tych raportów sprawiło, że również nie jestem jego fanem, to mówienie o tym akurat po cudownym zwycięstwie zdaje się być zasadniczo dość chamskie z ich strony.
Chociaż też z drugiej strony Zimmer faktycznie próbował zamordować swojego rozgrywającego Kirka Cousinsa po zakończonym meczu, więc może fani mają trochę racji i po prostu boją się o swojego QB1?
OH? #skol pic.twitter.com/N8f7KOPsrp
— Syd Casper (@CasperSyd) October 10, 2021
A co o samym meczu, który był raczej słaby w wykonaniu Vikings, powiedział Zimmer?
Pracowaliśmy nad tymi sytuacjami pod koniec połowy, czy pod koniec meczu przez cały czas. Praktycznie codziennie. Dzisiaj to udowodniliśmy. Opłacało się poświęcić czas.
New Orleans Saints 33 – 22 Washington Football Team
Oto mamy dwie drużyny, które są tak samo intrygujące, co frustrujące. Zarówno Saints, jak i WFT wciąż szukają swojej tożsamości. Obie mają nowych rozgrywających w roli starterów, obie mają kontuzjowanych kluczowych zawodników (jak chociażby Michael Thomas w Saints i Ryan Fitzpatrick w WFT) i obie grają bardzo w kratkę.
Pierwszy z brzegu jest Sean Payton, dla którego to pierwszy sezon w roli HC Saints bez Drew Breesa w roli rozgrywającego. Co sądzi o swoim młodym współpracowniku Jameisie Winstonie? Ma sporo dobrych słów, ale do perfekcji jest mu jeszcze daleko (co ciekawe Winston ma 12 przyłożeń do 3 przechwytów i zdobył niecałe 900 jardów w trakcie sezonu).
Popatrzymy na film. Wygraliśmy, Jameis miał dla nas sporo bardzo dobrych i potężnych zagrywek dla nas, ale dzisiaj nie wystawię mu oceny. Zobaczymy najpierw wszystko, co zrobił w dzisiejszym meczu. Jest sporo rzeczy, nad którymi musimy popracować – jak choćby strata piłki w kieszonce. Musi bardziej uważać na takie sytuacje. Ale mamy szansę na to, by poprawić te ryzykowne zagrywki i poprawić wszystko.
Ron Rivera jest bardziej sfrustrowany od Paytona, bo jego drużyna ma też przy okazji gorszy bilans. Trener doskonale zdaje sobie sprawę, że są lepsi, niż pokazują to ich wyniki, co zresztą zaznaczył również w zeszłym tygodniu. Trener już naprawdę nie wie, co może nam nowego powiedzieć na temat obecnego sezonu, a jesteśmy po zaledwie 5 tygodniach rozgrywek:
Jestem bardzo sfrustrowany, bo mamy zbyt dużo dobrych zawodników, żeby być tak słabi, jak jesteśmy teraz. To bardzo przykre, ale taka jest prawda – to bilans dyktuje to, kim jesteś w tej lidze. A my jesteśmy drużyną, której bilans wynosi obecnie 2-3. Nie mam nic więcej do dodania w tej sprawie.
New England Patriots 25 – 22 Houston Texans
Przez chwilę mogło się wydawać, że to Davis Mills i Texans zdołają wyjść z tego pojedynku w Houston zwycięsko. Bill Belichick przypomniał jednak wszystkim, że jest uznawany za GOAT-a nie bez powodu i w końcu postawił swoją drużynę w dogodnej sytuacji, pozwalającej Pats na powrót do domu z oczkiem w kolumnie zwycięstw.
I zamiast zasypywać was kolejny raz typowymi dla Belichicka „treneryzmami”, to podsunę wam miłą ciekawostkę – niedawno trener Pats postanowił pogratulować menadżerowi Boston Red Sox zwycięstwa w play-offach nad Yankees. Alex Cora stwierdził, że to jeden z „najjaśniejszych punktów w jego karierze”. Trenera zapytano o jego relację z kolegą po fachu z innego sportu:
Przyjaźnimy się już jakiś czas i naprawdę doceniam to, co zrobił dla organizacji Red Sox. Jego towarzystwo jest dla mnie przyjemne. Wygląda na to, że nieźle im idzie. Ma dobrą drużynę, która zagrała niezły mecz i zanotowała naprawdę poważne zwycięstwo.
Następnie zapytano go, czy używa jakichś emotek, na co trener zareagował własnym pytaniem:
A co to są emotki?
Mniej powodów do śmiechu ma David Culley z Texans, który już teraz może się martwić o swoją posadę. W sieci już pojawiły się nazwiska potencjalnych asystentów, którzy mogliby zastąpić trenera w organizacji, ale zanim do tego dojdzie, to Culley może się cieszyć z jednej rzeczy – z występu swojego rookie QB, Davisa Millsa.
Ten bowiem prawie utarł nosa Belichickowi, który słynie z pastwienia się nad młodymi rozgrywającymi. Mills rzucił jednak 3 przyłożenia, zdobył ponad 300 jardów, a wszystko to wykonał na bardzo wysokiej skuteczności podań (21 celnych na 29 prób). To nie wystarczyło, by wygrać, ale dało trenerowi pozytywne odczucia na przyszłość.
Davis zagrał naprawdę nieźle. Przede wszystkim chronił piłkę i jej nie tracił. Dobrze zarządzał naszą ofensywą. Podstawą naszego planu na dzisiaj było jednak chronienie piłki. Po spotkaniu z Buffalo (w którym przechwycono go aż 4 razy – przyp. red.), zależało nam, by taka sytuacja się już nigdy nie powtórzyła. Spełnił to zadanie, więc jestem z niego dumny i żałuję tylko, że nie skończył tego dnia ze zwycięstwem na koncie, bo na to zasłużył.
Miami Dolphins 17 – 45 Tampa Bay Buccaneers
Wspominałem na początku o strzelaninach – to była jedna z nich. Dolphins byli absolutnie zmasakrowani przez Toma Brady’ego i spółkę. Rozgrywający po raz pierwszy w trakcie swojej kariery zanotował ponad 400 jardów, 5 przyłożeń i zero przechwytów w sezonie regularnym, a Miami było dla niego dobrym sposobem na to, by trochę potrenować z ofensywą bez Roba Gronkowskiego.
Brian Flores musi być absolutnie wściekły na siebie i na całą drużynę. Jeszcze kilka miesięcy temu rozmawialiśmy o tym, że Dolphins będą walczyli o play-offy, a ich defensywa jest elitarna. Nie sprawdziło się absolutnie nic z tych gdybań, a drużyna z Florydy wygląda raczej jak dwa lata temu, kiedy to „tankowała po Tuę”.
Jestem prawie przerażony. Jesteśmy kompletnie niezsynchronizowani – nasza defensywa biegowa, ta od podań i atakowanie rozgrywającego – to wszystko wygląda, jakby nie działało. Każdy gra w innym tempie, jest w innej galaktyce. To nie może tak wyglądać, mamy mnóstwo problemów i każdy z nich zasługuje na osobny wykład. Tak zrobiliśmy w poprzednich tygodniach, ale nie widzimy żadnych skutków w niedziele. A to jest najważniejsze.
Bruce Arians jest w tej lidze za długo, żeby ekscytować się zwycięstwami w piątym tygodniu sezonu regularnego – w końcu Saints zmiażdżyli ich w zeszłym roku 38:3, ale to i tak Bucs triumfowali w lutym. To było jednak spotkanie, które mógł zaliczyć do udanych – chociażby dlatego, że Bucs spełnili swoje zadania w defensywie.
Nie za bardzo interesują mnie statystyki i jakieś rankingi, bo dla mnie najważniejsze są punkty. W tym momencie dajemy przeciwnikom za dużo punktów. Maksymalnie możemy im dawać 17 punktów, to jest taka bezpieczna granica. Oczywiście, świetnie że potrafimy zatrzymać biegi przeciwników, ale jeszcze bardziej cieszy mnie zatrzymanie podań. I wiadomo, jak rzucą 50 razy, to w końcu zdobędą jakieś jardy, ale to nie jest ważne. Byleby nie zdobywali punktów – to jest najważniejsze.
Green Bay Packers 25 – 22 Cincinnati Bengals
Cóż to był za mecz! Pomijając już nawet regulaminowy czas gry, to sama dogrywka zasługuje wręcz na hollywoodzką produkcję. Kopacze Packers i Bengals, czyli Mason Crosby i Evan McPherson mieli dosłownie po kilka okazji, żeby zakończyć mecz, ale obaj nie potrafili trafić między słupki. W końcu to Mason Crosby, po trzech przestrzelonych kopnięciach, okazał się być celniejszym z zawodników i dał swojej drużynie zwycięstwo.
Po meczu Matt LaFleur wyjaśnił dziennikarzom, dlaczego pozwolił Crosby’emu na kolejne kopnięcie, zamiast próbować zdobywać jardy i przyłożenie:
Podszedłem do niego, kiedy kopał z boku do siatki. W końcu odwrócił się w moją stronę i zaczął iść w kierunku boiska. Zapytałem go, co o tym sądzi, a ten mi odpowiada: „Dam radę”. No okej. Spojrzałem mu w oczy i widziałem, co ma w głowie. Absolutnie zero zawahania. Nic. Jeżeli tylko nie byłbym tego pewien, to zostawiłbym ofensywę na boisku. Ale widziałem, że teraz faktycznie da radę.
Podobne odczucia na temat spotkania ma trener Bengals Zac Taylor, który już mnie tak nie denerwuje jak jeszcze w zeszłym sezonie. Nadal uważam, że to nie za jego kadencji Bengals będą odnosili sukcesy, ale przynajmniej buduje dobre fundamenty dla Burrowa i reszty wariatów.
Słusznie jednak zauważył, że wszelcy malkontenci i ludzie, którzy nie wierzyli w tę drużynę (tacy jak ja) zostali właśnie „wyjaśnieni”:
Ciężka porażka. To był roller-coaster. Czasami nie wiem, jak znajdujemy się w takich sytuacjach. Ale teraz przynajmniej wiemy, z jaką drużyną mamy do czynienia. Jeśli ktokolwiek ma jeszcze jakieś pytania o to, kim jesteśmy, to raczej nie powinien już ich mieć – każdy na stadionie, przed telewizorem, czy w barze powinien widzieć, że będziemy zawsze walczyć do samego końca. A jeśli chodzi o wynik… tak bliskie spotkania raz wygrywasz, a raz przegrywasz.
Denver Broncos 19 – 27 Pittsburgh Steelers
Cóż, Broncos byli ofiarami słabych przeciwników. Początkowa seria zwycięstw szybko została rozmontowana przez lepszych oponentów, a grupa zaliczyła kolejną porażkę – tym razem przeciwko Steelers.
Już fani krzyczą o głowę trenera Broncos, ale trzeba pamiętać, że drużyna nadal ma pozytywny bilans! A co po porażce swojego zespołu powiedział Vic Fangio?
Kyle Fuller miał naprawdę zły dzień. Był pobity praktycznie przy każdym rozegraniu. Zresztą nasza cała defensywa nie grała zbyt dobrze – jedziesz na wyjazdowy mecz i tracisz 27 punktów. Z takimi wynikami to nie wygrasz raczej dużo meczów.
Mike Tomlin był natomiast bardzo uśmiechnięty i spokojny po zwycięstwie. Jego drużyna bardzo potrzebowała zwycięstwa po ostatnich kilku tygodniach, a Big Ben i spółka stanęli na wysokości zadania i teraz mają podwyższone morale.
Trener Pittsburgha nie jest oczywiście zadowolony z bilansu zespołu, czy z ich gry, ale przynajmniej cieszy się, że cała drużyna wyglądała nieźle i grała dobry, synergiczny futbol:
Naprawdę doceniam wysiłek naszych chłopaków we wszystkich trzech fazach meczu. Absolutnie każdy zawodnik dorzucił swoją cegiełkę, za co im bardzo dziękuję. Nie obyło się bez wyzwań i bardzo trudnych sytuacji, ale takiej postawy oczekujemy od naszej drużyny w niedzielne południe. Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. To było duże i chłopaki nieźle sobie poradzili od początku do końca.
W taki sposób doczłapaliśmy do końca pierwszej części raportu z konferencji. Już jutro czekają na nas kolejne strzelaniny, kolejne pościgi i kolejne pojedynki do ostatniej sekundy. Do zobaczenia.
Tekst i tłumaczenia przygotował Kamil Kacperski
*
Przypominamy, mamy też swoją, dedykowaną grupę na facebooku. Zapraszamy do dołączenia.
Categories
AKTUALNOŚCI, NFL, NFL, Wpisy