Najtwardszy koleś w stanie Virginia
W NFL, licząc nawet bez practice squadów, jest ponad 1500 zawodników. Ciężko dokładnie znać historię każdego z nich – zwłaszcza, gdy mowa tu o typowo introwertycznych graczach, dla których wiele aktywności w obrębie kariery było niesamowitym wyzwaniem psychicznym. Tacy gracze wolą skupiać się na grze i dobrze wykonywanej robocie, a nie na medialnym poklasku. I taki jest Mo Alie-Cox, TE Indianapolis Colts.
Na uczelni VCU zjawił się daleki od swoich przyszłych losów: cichy, ekstremalnie wycofany, niepewny, pozbawiony ducha współzawodnictwa i grający w… koszykówkę. Dla Shaki Smarta, ówczesnego trenera drużyny uniwersyteckiej, było to o tyle irytujące, że – jak mawiał – nawet ślepy dostrzegłby drzemiący w nim potencjał.
To, co zrobił z tym Smart, to idealna definicja wyjścia ze strefy komfortu przez Alie-Coxa. Trener opracował bowiem Mantrę, którą Cox miał wykonywać w wielu niewygodnych dla siebie momentach: wśród trenerów, przed lustrem we własnym pokoju, a przede wszystkim – podczas treningów. Mantra była podstawą rozpoczęcia zajęć i gier treningowych. Sposób podchwycili również inni zawodnicy, którzy twardo nie rozpoczynali gry bez tego nieodłącznego elementu.
Czym zatem była Mantra? Wyjściem Mo Alie-Coxa przed szereg i krzyknięciem z całej siły, ale dosłownie całej siły, formułki, której nie będę tłumaczył, aby nie zepsuć jej magicznej mocy:
I’M THE REALEST, TOUGHEST, BADDEST MOTHERFUCKER IN THE STATE OF VIRGINIA!
[W wersji ocenzurowanej, dla szerszej publiki, obowiązywał podmiot DUDE]
Tak oto, może mało eleganckie, ale wysoce skuteczne zaklęcie, doprowadziło do tego, że w pierwszych tygodniach swojej gry w NFL Cox słyszał opinie typu:
Staniesz się najbardziej dominującym TE w całej lidze – Chris Ballard, GM Colts
Mo, daj sobie 2 lata, a staniesz się bestią w lidze – Jack Doyle, zawodnik Colts.
Jak do tego doszło, skoro w 2017 roku Mo pierwszy raz od 7 lat zaczął ponownie grać w zorganizowany futbol, a w VCU na pytanie, dlaczego porzucił tę dyscyplinę, odpowiadał: nie lubię trenować w upale?
Obecny TE w dzieciństwie grał w szkolnych drużynach, jeszcze w pierwszej klasie liceum występował na tej pozycji, jednak przygodę tę przerwała dość przyziemna, a zarazem smutna dla bohatera okoliczność – jego rodzice rozwiedli się, on musiał zmienić szkołę, a w nowej po prostu nie było programu futbolowego. Sport był jego rozrywką, czuł się w nim naprawdę dobrze i chciał kontynuować występy w szkolnej drużynie, lecz z konieczności musiał się zadowolić koszykówką.
W ten sposób doszedł do momentu opisanego kilka akapitów wcześniej – do terapii zarządzonej przez trenera Smarta. I jakkolwiek nie wydawałaby się ona śmieszna lub prymitywna, z pewnością działała. Wsparta zaufaniem ze strony kolegów i trenera przyniosła realne rezultaty w grze Mo: 103 mecze, 1092 punktów, 663 zbiórek, 87 przechwytów, 112 asyst i 255 bloków to nie są liczby, obok których przechodzi się obojętnie. Cox odgrywał w koszykarskiej obronie niebagatelną rolę, był niesamowitym rim-protectorem, jednocześnie – co widać po statystykach – potrafił się odnaleźć na boisku w sposób wszechstronny. Do dzisiaj dzierży zresztą rekord szkoły w najwyższym procencie skuteczności, a wspomniane 255 bloków to drugi wynik w historii szkoły – wiele z nich opatrzone było stałym powiedzeniem zawodnika Mo says no!
Smart wiedział, jak postępować z dzieciakami, dlatego do motywacji Coxa wybrał sposób agresywny, niekomfortowy i specyficzny.
Musiał zmierzyć się ze swoimi lękami i wątpliwościami. To powszechne wśród młodych chłopaków, którzy wyróżniają się swoją posturą, wzrostem. Trzeba sprawić, by poczuli się nieswojo, zanim dojdą do tego, co jest dla nich najlepsze, zanim poczują się komfortowo z tym, kim są. Musiałem mu pokazać, że mentalnie nie odstaje od nikogo, a fizycznie może dominować.
Mo Alie-Cox dzisiaj zgadza się ze słowami byłego szkoleniowca, ale jak można się spodziewać, zdecydowanie nie był fanem Mantry. Nienawidził tego, a Smart dbał o to, by robił to na każdym kroku. Ile go to kosztowało, pozostaje się tylko domyślać.
Nienawidziłem tego, ale w pewien sposób to na mnie wpłynęło. Stałem się bardziej rozmowny wobec kolegów z drużyny, jak i innych osób. Stałem się bardziej pewny siebie i twardszy psychicznie.
Ilu dobrych zawodników nigdy nie bierze się za profesjonalny sport, ponieważ nie mają nikogo, kto odpowiednio by ich pokierował? Tego nie sposób się dowiedzieć, ale z pewnością nie są to pojedyncze przypadki. Gdyby nie wspominany Shaka Smart, dołączyłby do nich również Cox; a to dlatego, że problemy psychiczne to jedno. Mimo swoich naturalnych warunków kolejną przeszkodą była forma fizyczna. Może i Mo na uczelni był dobrze zbudowany, ale na pewno nie szybki. Podczas treningów wziął udział w specjalnej konkurencji zorganizowanej przez Smarta, biegu po garażowej rampie o długości 1 mili, czyli ok. 1,6 km. Za pierwszym razem jego wynik wyniósł ponad 12 minut, natomiast limitem wyznaczonym przez Shakę było… max 6 minut. Powyżej tego Alie-Cox nie miał prawa z nimi trenować. Gdy to usłyszał, załamał się wewnętrznie – był pewien, że to niemożliwe dla niego i jego ciała. Szkoleniowiec był jednak nieugięty, przyszły TE marzył o karierze w NBA, więc za radą trenera biegał tam co piątek, aż ostatecznie doszedł do wyniku 5:45, co zgodnie ze słowami trenera od przygotowania fizycznego, ustanowiło go najszybszym wysokim graczem w składzie.
Odpowiednie miejsce, odpowiedni czas. Zasada odpowiedzialna być może za największą liczbę sukcesów w historii świata sprawdziła się również w przypadku Coxa. Jego pomysł na życie stawał się coraz mniej realny – na centra był za niski, na zawodnika obwodowego za wolny, nikt z ligi NBA nie pytał o jego numer telefonu, szkoła zbliżała się ku końcowi, a młody zawodnik musiał w końcu postawić na jedną z alternatyw. Z trzech możliwych jedną odrzucił na pewno: grę w kosza za oceanem. Skłoniły go do tego opowieści innych zawodników, których znał, a którzy na takich wojażach nie spotykali się z tym, co rysowało się w ich wizjach.
Pozostawało zatem zwrócenie się ku obserwującej go lidze NFL lub postawienie na pracę związaną z jego edukacją. W sferze marzeń była posada w szeregach… Secret Service, jednak ostatecznie Cox postawił na bronienie wyników, a nie prezydenta.
Na fizyczne warunki młodego zawodnika uwagę zwrócił m. in. skaut futbolowy Mike Davis, a także były TE związany z Dallas Cowboys, a obecnie z Las Vegas Riders, Jason Witten. Jako dobry znajomy asystenta trenera z VCU pojawił się na jednym z ich meczów, po którym zwrócił się do Coxa słowami: sam rozmiar Twoich dłoni pozwoli Ci wziąć udział w obozie treningowym NFL.
Alie-Cox ujął w te ogromne dłonie swoją przyszłość i postanowił spróbować swoich sił w lidze, która ostatecznie okazała nim zainteresowanie w postaci telefonu od przedstawicieli Indianapolis Colts.
Ta piękna przygoda rozpoczęła się od… kilkukrotnych zwolnień Coxa. Wszystko było jednak ekonomiczno-księgowymi ruchami wspomnianego już Chrisa Ballarda. Wewnętrznie był on wtedy być może największym fanem nowego zawodnika i za każdym razem zapewniał go, że wrócą do niego po pomoc. W końcu, w Week 4 sezonu 2018-19 (po rozpoczęciu karuzeli kontraktowej jeszcze w kwietniu 2017) Mo w końcu doczekał się swojego debiutu.
I o ile od tego czasu jego pomoc była niezbyt duża, tak teraz zdaje się, że TE przebił swój kolejny szklany sufit. W tym sezonie, po Week 4, Cox miał 194 zdobyte jardy – co już pobiło jego sumaryczny wynik z poprzednich 3 lat.
W obecnych rozgrywkach Colts mocno rotują graczami na pozycji TE ze względu na kontuzje. Alie-Cox dzielił i rządził, gdy jego najwięksi konkurenci w składzie, Jack Doyle i Trey Burton, odnieśli kontuzje, choć potem sam ich nie uniknął i pauzował w meczu z Cincinnati. Dalej boryka się z urazem kolana, choć w ostatnim meczu z Ravens pojawił się na boisku i zdobył 43 jardy.
Ciekawostka warta odnotowania: wspomniana trójka wraz z dwoma pozostałymi TE w składzie, do których należą Noah Toigai i Farrod Green to zawodnicy niewybrani w drafcie. Oznacza to, że cała ta formacja Indianapolis ma coś do udowodnienia, a ich podejście jest niezwykle osobiste – w końcu nikt nie wyczytał ich nazwiska podczas hucznych, draftowych wyróżnień. To prowadzi do historii podobnych jak ta, która przydarzyła się Alie-Coxowi w zeszłym sezonie: Colts wygrali z Jacksonville Jaguars listopadowy mecz, a on okupił to złamanym kciukiem. Czuli już walkę o nadchodzące play-offy, a cztery dni później czekał ich mecz z Houston Texans. Cox odłożył więc operację, z pomocą leków i gipsu doraźnie zminimalizował ból palca, by w meczu z Teksańczykami wybiec na boisko. Ballard wiedział o wszystkim i wtedy ostatecznie potwierdził sam sobie, że postawienie na tego amatora było odpowiednim pomysłem.
Wspominany Shaka Smart rzadko ogląda dziś NFL, ale meczów Colts nie odpuszcza. Uwielbia patrzeć, jaki skutek przyniosły krzyki przed lustrem i przed kolegami z drużyny. Jak mówi: Nie możesz nie kochać Mo. Jeśli go nie uwielbiasz, coś jest z Tobą nie tak. Takie dzieciaki jak on to sens pracy trenera – jednak absolutnie nie chcę sobie przypisywać tu żadnego sukcesu. Ja nic nie zrobiłem. Mo zrobił. Zrobił to wszystko, co pomogło osiągnąć mu obecną pozycję.
Mo Alie-Cox najbliższych planów kariery raczej zmieniać nie zamierza, ale gdyby jednak, to podstawy do planu C trzyma w ręku – a właściwie na uniwersyteckim dyplomie, gdzie widnieje potwierdzenie zdobycia stopnia magistra na kierunku Sprawiedliwość karna.
Autor: Piotr Zach
Źródło zdjęcia: colts. com
Źródła materiałów:
- https://www.espn.com/blog/indianapolis-colts/post/_/id/24597/colts-mo-alie-cox-runs-different-post-route-toward-special-role
- https://indianapolisrecorder.com/5e377e52-d55b-11e9-8f12-731edecbcf72/
- https://theathletic.com/2117685/2020/10/06/no-experience-necessary-mo-alie-coxs-rise-from-vcu-hoops-star-to-colts-te/
- https://www.espn.com/blog/indianapolis-colts/post/_/id/25869/colts-undrafted-productive-tight-ends-share-underdog-bond
Categories
AKTUALNOŚCI, FELIETONY, NFL, NFL, Wpisy