Tour de Polska #18

Tour de Polska to nieustanne emocje. Miniony tydzień obfitował w spotkania, które rozstrzygały się w ostatnich minutach, a nawet sekundach. Czy jest to najbardziej wyrównany sezon w historii futbolu amerykańskiego w Polsce? Prawdopodobnie tak. Zapraszamy na podsumowanie futbolowych wydarzeń, które przygotował Dariusz Grzybowski.
Źródło zdjęcia w leadzie: informacja prasowa Lowlanders Białystok
PFL 1
Kolejka 7
Tychy Falcons – Warsaw Mets
Weekend otworzyło starcie, które na papierze wyglądało jak mecz z jasnym zakończeniem. Niepokonani Falcons, Mets bez zwycięstwa, chociaż drużyna z Warszawy pokazała już kilka razy w tym roku, że nie można ich lekceważyć.
Pierwsi atakowali goście i zawodnikiem, który złapał otwierające podanie od Davida Asha, był Jan Omelańczuk, dla którego było to pierwsza z… 16 złapanych piłek. Niestety dla warszawian, presja linii defensywnej gospodarzy okazała się zbyt mocna i zmuszeni byli ograniczyć się do field goala, którego wykorzystał Dominik Szymański. Było 3:0 dla przyjezdnych.
Warsaw Mets mogli szybko pójść za ciosem, bo fumble po odbiorze wykopu zaliczył LaParish Lewis, które udało się przejąć drużynie kopiącej. Ale tym razem drive skończył się puntem. Wtedy okazję do pierwszego występu w barwach Falcons miał Gabriel Losada. Jego przeciwnicy szczelnie zamknęli środek, gra biegowa była utrudniona, ale okazało po kilku minutach okazało się, że to nie będzie przeszkadzać rozgrywającemu tyszan. Ten z każdym kolejnym zagraniem udowadniał, że potrafi bardzo mocno i celnie podać, nawet na bardzo dalekie odległości.
Autorem pierwszych punktów dla gospodarzy był Dominik Niedziela, który złapał krótkie podanie w endzone. Robert Szmielak celnie kopnął za oczko i mieliśmy 7:3. Goście mogli ponownie odpowiedzieć, znaleźli się w redzone, niestety po kilku nie złapanych podaniach i powstrzymanym biegu Witolda Szpotańskiego, obrona Falcons wyszła z opresji obronną ręką.
Po kilku zmianach posiadania, tym razem tyszanie znaleźli się blisko pola punktowego. Lecz w przeciwieństwie do swoich przeciwników, zdobyli przyłożenie. Futbolówkę złapał Jan Szwej i po kolejnym celnym podwyższeniu jego drużyna prowadziła 14:3. Można powiedzieć, że do tej pory spotkanie przebiegało zgodnie z przewidywaniami i nikt nie spodziewał się tego, co było dalej.
Najpierw przyjezdni dzięki pięknej akcji Andrukonisa znaleźli się pod endzone, a następnie David Ash zapunktował biegiem. Podwyższenie było nieudane i na tablicy wyników widniało 14:9. Gospodarze w kolejnej serii chcieli odskoczyć rywalom, ale jedno z podań Losady przechwycił Zachary Blair. Nie udało się tego wykorzystać, bo Ash zmuszony był odkopnąć piłkę, ale drugi fatalny błąd w tym starciu popełnił LaParish Lewis i warszawianie dostali piłkę w prezencie. Mets nie zmarnowali tej szansy i Jan Omelańczuk zdobył przyłożenie i po nieskutecznej próbie dodania dwóch oczek było 15:14 dla gości. Tym wynikiem skończyła się pierwsza połowa, co na pewnie zaskoczyło wielu widzów.
Drugą część spotkania otworzyły dwie zmiany posiadania, ale po odzyskaniu futbolówki tyszanie zdobyli touchdown, a konkretnie zrobił to Robert Szmielak, który złapał podanie Losady i niepilnowany wbiegł w endzone. Podwyższenie nie było udane i gospodarze wrócili na prowadzenie 20:15. Do głosu po raz kolejny doszła linia defensywna Falcons i Mets musieli puntować. Ta seria ofensywna należała do Jana Szweja, który najpierw dalekim biegiem przeniósł piłkę do redzone, a potem sam wbiegł do pola punktowego. Szmielak kopnął celnie i było już 27:15.
Taki wynik widniał na tablicy od początku czwartej kwarty i nikt chyba nie myślał, że w tym meczu padnie jeszcze pięć przyłożeń, ale dokładnie tak się stało. Najpierw Ash, Omelańczuk i Andrukonis zbliżyli swoją drużynę na drugi jard, a tam formalności dopełnił Witold Szpotański. Rufail Khalifa dołożył dwa punkty i było 27:23.
Falcons nie chcieli tego starcia przegrać i w kolejnej serii odpowiedzieli touchdownem Tomka Nowaka, Robert Szmielak nie pomylił się i tym razem jego drużyna wygrywała 34:23. Goście bezpardonowo walczyli o każdy jard i ponownie udało im się zwieńczyć to przyłożeniem, które zaliczył Jan Omelańczuk. Niestety dla jego drużyny, podwyższenie za dwa było nieudane i warszawianie nie zbliżyli się na 3 punkty, było 34:29.
Na wysokości zadania stanęli defensorzy Mets i zmusili rywali do punta. David Ash również nie zawiódł, ponownie z Janem Omelańczukiem zapewnili skuteczny drive dla warszawian. Ten sam zawodnik złapał podanie na podwyższenie i na 30 sekund przed końcem goście dopięli swego, wygrywali 37:34.
Losada i jego koledzy grali jednak bez żadnych kompleksów, co poskutkowało prawie idealną serią ofensywną. Pomimo niewielu sekund na zegarze, Niedziela złapał podanie rozgrywającego w rogu endzone i było 40:37. A za chwilę mieliśmy jeszcze podwyższenie. Jednak chyba emocje poniosły Roberta Szmielaka, bo pomylił się pierwszy raz i jeszcze Mets mieli szansę.
Dokładnie 10 sekund. Udało się ekipie z Warszawy nawet zdobyć pierwszą próbę, ale swoje winy poniekąd odkupił LaParish Lewis, który zbił Hail Mary pass Asha i to jego drużyna mogła cieszyć się z wygranej.
“Uważam, że nie zasługujemy na ten rezultat, który mamy w tym sezonie. (…) Myślę, że jeżeli poprawimy błędy i doszlifujemy te detale, to wszystko będzie dobrze.” – Adam Dobkowski, Warsaw Mets
źródło wypowiedzi Halftime.pl
To był niesamowity pokaz futbolu i tego, że nigdy nie można się poddawać. Wygląda na to, że Falcons znaleźli dobre zastępstwo za Julesa St. Ge, co powinno cieszyć przed starciem z drugą niepokonaną drużyną, czyli Bydgoszcz Archers. Warsaw Mets walczyli dzielnie, ale i tym razem okazało się to za mało. Kolejne starcie dal stołecznej drużyny, to derby Warszawy z Eagles, co może w końcu przynieść im pierwsze zwycięstwo.
Skrót meczu:
Silesia Rebels Katowice – Lowlanders Białystok
Kibice liczący na wyrównane spotkanie w Katowicach nie mogli narzekać. Jeżeli chodzi o skalę emocji, spotkanie postawiło poprzeczkę wysoko. Ale też nie można odmówić Rebeliantom i Ludziom z Nizin, że oni również zadbali o dobrą rozrywkę.
Piłkę pierwsi mieli gospodarze, ale nie nacieszyli się nią długo. Bartosz Słomka najpierw trochę pogubił się w którą stronę pobiec, a potem – na domiar złego – zgubił futbolówkę. Lowlanders ten prezent wykorzystali i za sprawą biegów Derricka Evansa Jr i Krzysztofa Czaplejewicza stopniowo zbliżali się do pola punktowego. Przyłożenie krótkim runem zdobył Šarūnas Tiškus, a po skutecznym podwyższeniu mieliśmy 7:0.
Rebels nie chcieli, aby przeciwnik odskoczył, więc szybko wzięli się do roboty. Drive punktami zwieńczył były zawodnik Lowlanders Jon Mullin. Rozgrywający próbował również podwyższyć za dwa oczka, ale akcja została szybko rozczytana przez białostoczan. Wydawało się, że piłka mogła być zostawiona Słomce. Wynik 7:6 Białystok.
Na boisku ponownie z dobrej strony pokazał się Krzysztof Czaplejewicz, który wbił się z piłką w endzone Rebeliantów. Drugi raz celnie kopnął Piotr Pamulak i było 14:6. Po kilku zmianach posiadania do głosu ponownie doszli gospodarze. Touchdown na swoje konto dopisać mógł rozgrywający Jon Mullin. To również dzięki jego podaniu do Ihora Lysenki stan meczu wyrównał się i tablica wyników wskazywała 14:14.
Do przerwy nie było jednak remisu, ponieważ w najlepsze trwało Krzysztof Czaplejewicz Show. Rewelacyjnie dysponowany running back białostoczan zdobył drugie przyłożenie biegowe, a ponieważ i tym razem nie pomylił się Pamulak, to Lowlanders prowadzili 21:14.
W tym sezonie można odnotować co najmniej kilka przypadków, kiedy trzecia kwarta zaczyna się tak, jak kończyła druga i tak samo było w tym spotkaniu. Swoją przewagę powiększyli goście, wszystko dzięki Czaplejewiczowi, który po raz trzeci wbiegł w endzone z futbolówką. Pamulak kontynuował swoją passę i było już 28:14.
Jeszcze w tej samej kwarcie Rebels złapali kontakt, po tym jak podanie Mullina złapał Hadrien Lynda. Podwyższyć za dwa punkty się nie udało i przy wyniku 28:20 gospodarze wciąż gonili rywal. Ostatecznie więcej punktów jednak już nie zobaczyliśmy i Lowlanders mogli cieszyć się z wygranej.
Choć rezultat jest bliski wydawało się, że Lowlanders mieli ten mecz pod kontrolą. Rebels wciąż walczą o fazę play-off, o zwycięstwa, ale na koniec zawsze czegoś brakuje. Natomiast białostoczanie już kolejny raz szczególnie dobrze prezentują się w defensywie, linia dominuje nad rywalami. Atak nie jest jednak jeszcze monolitem, gubi rytm i widać, że ciągle pracuje nad tym by być lepszym.
Skrót meczu:
Kolejka 8
Hity, hity, hity. W najbliższy weekend starcie na szczycie zmierzą się niepokonane drużyny Bydgoszcz Archers i Tychy Falcons, a w niedzielę coś, czego dawno nie można było oglądać, czyli derby stolicy, Warsaw Mets kontra Warsaw Eagles.
Tabela po siedmiu kolejkach:
PFL2
Kolejka 7
Hammers Łaziska Górne – Rzeszów Rockets
Mecz w Łaziskach Górnych zapowiadał się na wyrównane spotkanie, ale to Rockets Rzeszów byli faworytem.
To właśnie goście pierwsi odbierali piłkę i udało im się zakończyć drive punktami. Autorem przyłożenia był Patryk Sapiński. Podwyższenie za dwa oczka nie przyniosło oczekiwanych rezultatów i było 6:0.
W swojej pierwszej serii ofensywnej Hammers zmuszeni byli puntować, ale błąd returnera Rakiet spowodował, że odzyskali piłkę. Udało im się nawet zbliżyć na trzeci jard pod endzone, ale 3 próby nie były udane, a kopnięcie Josha Millsa przeleciało obok słupka i gospodarze zostali z niczym.
Niemoc Młotów trwała dalej, ponieważ po kolejnych zmianach posiadania, dotarli oni na linię pierwszego jarda i ponownie cztery próby nie wystarczyły, żeby zdobyć chociażby 3 oczka. Do końca meczu oglądać można było nieskuteczne próby przesuwania łańcucha, a autorem ostatnich punktów w meczu był ponownie Patryk Sapiński. Tym razem jednak nie biegł z futbolówką, a wykonał celny field goal, co ustaliło rezultat na 9:0 dla Rockets.
Rockets wciąż mają teoretyczne szanse na playoffs, ale wydaje się, że to nie jest ten sezon, w którym mogą zająć miejsce medalowe. Hammers nadal walczą o pierwszą wygraną w tym roku i będzie to możliwe prawdopodobnie dopiero w meczu z Wieliczka Dragons.
Skrót meczu:
Miners Krause Wałbrzych – Białe Lwy Gdańsk
Drugie niedzielne spotkanie było bardzo ważne w kontekście playoffs, ponieważ prawdopodobnie, to właśnie Białe Lwy i Miners zagrają w tej fazie. Przed meczem Białe Lwy wyglądały lepiej na papierze, ale nie należy zapominać o fakcie, że grali oni bez swojego podstawowego QB.
Obydwie drużyny znacznie lepiej pokazywały się w defensywie i skutecznie utrudniały przeciwnikom przesuwanie się z piłką. W jednym z pierwszy drive’ów gdańszczanie znaleźli się w redzone, ale zostali skutecznie powstrzymani przez gospodarzy.
Po wcześniej wspomnianym wybronieniu, Miners przeszli do ataku. Nie udało im się przejść dziesięciu jardów w 3 próbach, ale dostali nowy zestaw prób w prezencie od Białych Lwów, po za niskim ataku na rozgrywającego.
Gospodarze z dużymi problemami przesunęli się na trzydziesty jard przeciwników, ale i w ich przypadku nie udało się przejść dalej, pomimo gry w czwartej próbie – piłkę odzyskali goście. Białe Lwy za sprawą biegów Michała Idziaka i podaniom Mateusza Freli dotarli w dokładnie te same okolice, co chwilę wcześniej ich rywale i efekty również się powtórzyły. Defensywa Miners skutecznie powstrzymała podania w trzeciej i czwartej próbie i odzyskała piłkę.
I ich seria skończyła się szybkim 3 & out. Goście zdołali przeprowadzić jedynie jedną akcję, która zakończyła się interception Ivana Oleksiuka. Pomimo dobrego usytuowania ofensywa Górników została cofnięta najpierw przez obrońców przeciwników, a potem przez kary i ostatecznie zmuszona była puntować. Gdańszczanie również jednak mieli problemy z przesuwaniem piłki i odkopnęli ją bardzo szybko. Oleksiuk znowu popisał się wspaniałą akcją, tym razem był to return i drużyna z Wałbrzycha była bardzo blisko redzone. Andre Vandenbergh nie umiał znaleźć sposobu na obrońców i nieudana czwarta próba zakończyła pierwszą połowę spotkania.
Po tym jak dwie pierwsze kwarty nie przyniosły punktów, dopiero trzecia przyniosła zmianę wyniku. Goście zostali autorami pierwszego (jak się później okazało ostatniego) przyłożenia. Dokładnie zrobił to Mateusz Frela, który zostawił sobie piłkę przy zagrywce typu zone read i pobiegł w pole punktowe. Podwyższenie było celne i drużyna z Gdańska prowadziła 7:0.
W dalszej części spotkania widać było jedynie niemoc ofensyw. Z wartych odnotowania sytuacji, warto wspomnieć o zablokowanym field goal Białych Lwów, czy chociażby dwóch przechwytach defensywy gdańszczan, wliczając w to interception pod koniec spotkaniu, które wbiło gwóźdź do trumny Miners.
Spotkanie drugiej drużyny PFL 2 z czwartą przebiegało trochę inaczej, niż można było się spodziewać. Ale ostatecznie to właśnie faworyt z Gdańska wyszedł z niego zwycięsko, choć nie obyło się to bez przeszkód.
Skrót meczu:
Kolejka 8
W ten weekend hit drugoligowych boisk, Wilki Łódzkie przyjadą do Poznania na starcie z niepokonanym liderem – Armią. Co ciekawe, będzie to mecz pomiędzy dwoma najskuteczniejszymi ofensywami oraz defensywami. W niedzielę obejrzymy starcie Białych Lwów Gdańsk z Wieliczka Dragons, gdzie Smoki będą walczyć o swoją pierwszą wygraną w sezonie.
Tabela PFL 2 po siedmiu kolejkach:
ELF
Panthers Wrocław
Zespół ze stolicy Dolnego Śląska rozstał się z duetem amerykańskich zawodników. Lamar Carswell oraz Cody Williams ostatecznie nie zagrają w barwach Panthers. w związku z czym zespół szuka nowego rozgrywającego oraz biegacza.
Nastąpiła również zmiana godziny pierwszego spotkania Panter w European League of Football, ponieważ mecz będzie transmitowany w niemieckiej telewizji.
PSSFA
W tym tygodniu trochę mniej kontrowersji w Mitutoyo: Okiem Zebry. Było wiele świetnych decyzji, ale mimo wszystko kolejny raz w tym sezonie okazuje się, że jedno z przyłożeń było uznane niesłusznie. Należy jednak pochwalić postawę PSSFA, sędziowie przyznają się do błędów i nie szukają wymówek.
Autor: Dariusz Grzybowski
Categories